Astrid Lindgren
Historia emocore’u układa się niezwykle ciekawie. Przez lata lepiej było nie przyznawać się przy twardogłowych hardcore’owcach do fascynacji tą bardziej emocjonalną odsłoną hc/punka. Sceny wydawały się odseparowane od siebie, choć o wspólnych korzeniach. Na szczęście to już przeszłość. Emo kapele są doceniane przez coraz szersze grono. Widzę też na naszej scenie kilka młodych zespołów z tego nurtu, które przejęły pałeczkę od starszych, zaangażowanych załóg, reprezentujących konkretne wartości i postawy. Najlepszym przykładem takiej mieszanki emocji z większą świadomością jest Astrid Lindgren. Na pytania odpowiadał Sczepan (wokal) i Biały (gitara). ~Mn.
Witam!
Szczepan: Witamy serdecznie!
Z racji tego, że wasz zespół jest już całkiem dobrze znany na scenie, może powiecie coś o sobie w skrócie dla tych, którzy te kilka lat przesiedzieli w piwnicy?
Szczepan: Czy o Astrid Lindgren można w ogóle dużo powiedzieć? Generalnie wiele już padało pytań o to, czemu nazywamy się tak, a nie inaczej, co nas napędza do działania itd. Ja w skrócie mogę powiedzieć, że jesteśmy po prostu zbiorem ludzi o różnorakim spojrzeniu na to, jak powinno wyglądać życie i myślę, że tworząc wspólnie, staramy się to wszystko ująć w naszej muzie. Z początku założyliśmy, że nasza muzyka ma być czymś, co będzie się odwoływało do czasów, kiedy wszystko było przyjemniejsze i prostsze, czyli do dzieciństwa – stąd też głównie wzięła się nazwa, która poniekąd do niego właśnie odsyła. Chyba ciężko nas zaszufladkować, jeżeli chodzi o nasze przekonania. Niestety nie jesteśmy zespołem w 100% wegetariańskim ani też nie w 100% straight edge’owym – mamy np. na pokładzie dwie osoby z iksami na rękach, jednego wegetarianina, jednego weganina. Każdy z nas reprezentuje sobą coś innego, ale łączy nas przede wszystkim to, że przeciwstawiamy się wszelkim ideologiom i postawom, które są prawoskrętne, uderzają w drugiego człowieka i jego godność. Jesteśmy też przeciwni po prostu wszelkiemu debilizmowi. Tak bym to pokrótce określił.
Tworzycie emo. Jak byście określili tę scenę w Polsce? Od paru lat można zauważyć skok popularności takiego typu grania. Jest coraz więcej zespołów, jest większa różnorodność.
Szczepan: Jeżeli powstaje dużo takich zespołów, to mam nadzieję, że nie tylko ze względu na modę, a też na to, że taka stylistyka pozwala lepiej trafić do ludzi, nieść ze sobą ładunek emocji, mocniej przeżywać. Generalnie jest to dla mnie gatunek trudny do zdefiniowania. Określają się nim przeróżne zespoły i w sumie nie wiem, czy jest to jeszcze jakiś konkretny rodzaj muzyki, czy liczy się właśnie ten ładunek emocji, który chcesz w niej zawrzeć i przekazać słuchaczowi. Jest na scenie wiele inspirujących zespołów, zaangażowanych w różne sprawy, mających swoje twarde zasady i to jest dla mnie ważne. Muzyka jest tylko narzędziem – czy będzie to emo, zwykły punk rock, hardcore łamany przez hardcore czy mieszanka tego wszystkiego podlana elektronicznym sosem… Wiadomo, to buduje jakość, ale w tym wszystkim najważniejszy jest przekaz. Żeby słowa, oprócz wrażeń estetycznych, niosły jakąś treść moralną czy ideologiczną i wspierały na duchu, teraz, w tych trudnych czasach, w których zmienia się scena polityczna i przelewają się przez nią grona prawicowych i okołofaszystowskich gnojów. Żeby wspierać innych ludzi – to jest w tym najważniejsze.
Wyraźnie u was widać przywiązanie do tych typowo hc/punkowych wartości, o których mówisz. Na ogólnoświatowej scenie emo nie było to jednak zawsze takie oczywiste. Zresztą, np. w latach 90. powstał cały odłam midwest emo idący jeszcze bardziej w stronę indie rocka, skupiający się raczej na treściach osobistych niż jakimś konkretnym przekazie.
Szczepan: Tak, jasne. Mogło to wynikać z faktu, że te sceny mocno się wtedy dzieliły. Może ze względu na to, że po prostu pojawiały się kolejne upodobania muzyczne, to wszystko tak naprawdę się jeszcze kształtowało. Powstawały zespoły, na których teraz wielu bazuje, albo do których się odwołuje jako do swoich inspiracji. Obecnie to wszystko bardziej się zunifikowało. Oglądałem kiedyś dokument o amerykańskiej scenie hardcore’owej i tam generalnie było oczywiste, że w pewnym okresie wszyscy byli wegetarianami. Wystartował Ray Cappo ze swoim zespołem i zaczął promować weganizm. Ludzie na to: „łoo, weganizm, co to jest?” i zaczęli też przyjmować te idee. Wtedy było oczywiste, że jest się przeciwnym pewnym rzeczom, a z pewnymi rzeczami się człowiek afiszuje. Chociaż oczywiście te sceny się różniły. Gdzieś tam wszyscy mówili o tym, że są wegetarianami, a z kolei na drugim wybrzeżu chłopaki mieli kawałki o tym, że prawdziwy facet je mięso. Przez to też się trochę spinali. Również zmieniająca się rzeczywistość świata wymaga od nas przyjmowania odpowiednich postaw albo stania twardo przy określonych przekonaniach. W latach 80. czy 90. to też były inne czasy. Teraz np. rzadziej się zdarza, że ktoś kogoś atakuje z nożem z powodów rasowych czy przekonań, co kiedyś było dosyć częstą rzeczą. Chwała oczywiście, że się tak nie dzieje, ale nadal są ataki. Chociażby niedawno na reprezentacyjnej ulicy Poznania, na deptaku, który jest uczęszczany przez setki ludzi, została pobita osoba tylko za to, że ma inny kolor skóry, i nikt nie zareagował.
Biały: Myślę, że nasze teksty w dużej mierze są też introwertyczne i odnoszą się do, jak to zgrabnie nazwałeś, osobistych treści. Nawiasem mówiąc, uważam, że to dobrze, bo odbiorca ma dzięki temu szersze pole manewru do ich interpretacji. Jednak należy pamiętać o tym, że idee realizuje się przede wszystkim przez działanie. Bez tego najbardziej płomienny werbalizm na scenie jest nic nie wart.
Często podkreślacie swój antyfaszyzm, niekoniecznie w samej muzyce, ale bardziej przy okazji koncertów, wspieranych przez was akcji. Jak to wygląda z waszej perspektywy, przy obecnej sytuacji, kiedy zachodzące zmiany w Europie i Polsce nie idą raczej ku dobremu? Jak ten antyfaszyzm miałby wyglądać w praktyce i jak to propagować? Mówi się często, żeby np. rozklejać wlepy, a zwykli ludzie niekoniecznie zwracają na takie rzeczy uwagę, młodzież z kolei żyje w necie.
Szczepan: Sprawa jest generalnie złożona. To nie jest tak, że bycie antyfaszystą oznacza, że chodzisz w nocy przebrany za superbohatera i tłuczesz nazioli. Jeżeli nie czujesz tego, uważasz, że nie potrafisz się bić, albo nie chcesz się bić, a jest to bliska ci idea, to działaj na innym polu. Dla mnie każde działanie jest istotne – niech to będzie przyklejanie wlepki. A jeżeli uważasz, że to jest zbyt słabe, zawsze możesz założyć bloga w necie, możesz pisać o tym, co cię denerwuje, co uważasz za stosowne, możesz postować na Facebooku, bo, jak powiedziałeś, ludzie żyją w Internecie, dużo z niego czerpią informacji i warto o tym pisać. Jest parę blogów, czasem warto podlinkować. A jeżeli czujesz się na siłach, umiesz się bić albo masz jakiś tytuł, możesz otworzyć DIY-ową grupę treningową dla swoich znajomych albo dla kogoś innego, znaleźć miejsce, by ćwiczyć wspólnie sztuki walki, żeby w razie czego, gdy ktoś ciebie zaczepi, bo mu się nie spodobasz albo stwierdzi, że jesteś jebanym lewakiem, będziesz mógł powiedzieć mu „spierdalaj” i przypierdolić po prostu za to, że jest zwykłym gnojem. Przykład Torunia jest super. Tam chłopaki zorganizowali ostatnio swoją pierwszą edycję festiwalu sztuk walki, w Poznaniu to już cykliczna impreza - Freedom Fighters. Widać, że to działa. Zupełnie od podstaw, DIY-owe inicjatywy oddolne są najważniejsze. Istotne jest przede wszystkim to, żeby w tym wszystkim nie czuć się samemu. A nawet jeśli jesteś w tym sam, to wiedz, że gdzieś w pobliżu na pewno jest też ktoś, kogo denerwują faszystowskie ścierwa, które się panoszą po ulicach, malują. Możesz wziąć spray, zamalować te ich celty, niech im pęknie żyłka. Ważne jest, żeby coś zrobić, a nie patrzeć na to biernie. Żeby nie mieli poczucia wygranej. Wiadomo, ważne jest, żeby do zwykłych ludzi też spróbować dotrzeć, bo ludzie często, tak mi się wydaje, dają się pociągać trendom. Powiedzą, że nienawidzą imigrantów, ludzi o innym kolorze skóry, wyznających inną religię, bo nic o niej nie wiedzą, tylko naczytali się o niej na jakiejś stronie internetowej. Warto zawsze w związku z tym mieć w głowie kontrargumenty poparte najlepiej literaturą, jakimś przykładem, żeby w dyskusji z taką osobą pokazać jej, że się myli. Może to skłoni do zastanowienia się, do przeczytania czegoś więcej na dany temat. Na każdym polu jest potrzebne działanie, czy to jest informacja, walka, czy chociażby zamalowywanie symboli na ścianach.
Biały: Chyba jest też tak, że problemem ruchu antyfaszystowskiego jest mocno subkulturowe podejście i niekiedy brak głębszej ideologicznej refleksji. Jasne, że uliczne działania są godne pochwały, ale często dzieje się tak, że faszyzm rodzi się na niezagospodarowanym przez nas gruncie i taką drogę wybierają ludzie zagubieni i słusznie oburzeni na system. Przez swoją bierność po prostu oddajemy im pole.
W latach 90. też można było zaobserwować wzrost popularności skrajnej prawicy, było dużo nazioli na ulicach i wtedy jakoś te środowiska alternatywne stanowiły kontrę, przeciwstawiały się temu. Nie odnosicie wrażenia, że obecnie ta „nasza” strona pozostaje w lekkim letargu?
Szczepan: Trudno to porównywać. W tamtym czasie było tak, że ludzie z prawej czy z tej skrajnie prawej strony byli całkiem porąbani, potrafili wyciągnąć nóż i kogoś zadźgać. Chociaż zdarzały się takie przypadki jeszcze do niedawna, np. we Francji zginął chłopak z powodów ideologicznych. Został zatłuczony. Zdarzały się też takie sytuacje, jak np. w Uchu – na koncercie nagle zgasły światła, rozległy się okrzyki „Sieg Heil” i zaczęła się jakaś straszna napierdalanka. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach dalej są podejmowane działania, są organizacje, są grupy ludzi, którzy starają się z tym wszystkim walczyć, przeciwstawiać się. Ale to też jest trochę sinusoida zainteresowań młodych ludzi, która wiąże się nieodparcie z ich sytuacją gospodarczą. Kiedy np. dochodzi do jakiegoś kryzysu czy ludziom się gorzej żyje, muszą sobie znaleźć kogoś, kto jest za to odpowiedzialny. Niekoniecznie musi to być ktoś, kto naprawdę za to odpowiada. Może to być jakiś wyimaginowany przeciwnik, w którego pakuje się całą swoją agresję. Żyd, imigrant, czarny, lewak. Młodzież łyka takie skrajne przekonania i daje się temu ponieść, daje się w to wciągnąć. Myślę, że jest to po prostu trudny czas, który jesteśmy w stanie przetrwać. Jest przede wszystkim w nas, ludziach, którzy są tym zainteresowani, wola działania, wola propagowania, wola walki. To jest stan przejściowy, ludzie w końcu przejrzą na oczy i zobaczą, że to się nie sprawdza, że to jest chore. Ale też zawsze zastanawiało mnie, co czują ci ludzie, którzy nagle budzą się po tej złej stronie barykady z ręką w nocniku i co oni sobie wtedy myślą. Ciekawe…
Biały: Niestety, młodzi ludzie w Polsce często dają sobie wmówić, że pożar można ugasić napalmem. Z jednej strony narzekają na słabe warunki do życia albo umowy śmieciowe, a z drugiej lekarstwa szukają w głosowaniu na korwinistów albo nacjonalistów. Dają się nabrać na pozorną „antysystemowość”, ale w efekcie przynosi to całkiem odwrotny skutek. Jak mówił już Szczepan – zamiast sprzeciwiać się politykom odpowiedzialnym za ten stan, upatrują swoich wrogów w wyimaginowanych „komunistach”, uchodźcach, atakują skłoty. Czasy są napięte i to też jest powodem wzrostu tego typu postaw, dlatego najgorsza w tym wypadku jest bierność. Inaczej będziemy zdychać w swoim getcie i dziwić się, że prawica rośnie w siłę.
W kontraście do zaangażowania i konkretnych postaw teksty macie skupione bardziej na waszym wnętrzu, uczuciach, obawach, emocjach.
Szczepan: Od razu zdementuję informację, że ja jestem jedynym autorem tekstów. U nas wszystko następuje kolektywnie, w związku z tym utwory są dziełem nas wszystkich. Jest tak, że każdy pisze jakiś tekst, każdy układa jakiś tam kawałek. To nie jest tak, że powiem ci, kto napisał jaki numer. Po prostu wszyscy tworzymy to razem i się jakoś nie przypinamy do tego, kto co stworzył, bo to jest nasza wspólna robota. W związku z tym te teksty odzwierciedlają po trochu każdego z nas.
To trochę mi ułatwiłeś, bo nie muszę pytać tylko o ciebie. Wychodzi na to, że w takim razie wszyscy macie większą skłonność do refleksji, potraficie szerzej patrzeć na świat, jednocześnie zagłębiając się w siebie. Wasze teksty łączą w sobie nadzieję z postrzeganiem rzeczywistości, która niejednokrotnie może być przytłaczająca. Jak to godzicie?
Szczepan: Wiadomo, rzeczywistość jest trudna, ale nie można dać się jej złamać. Był taki zespół z Poznania, nazywał się 2nd Wind, mieli utwór pt. „Pozytywnie negatywny” i myślę, że to określenie oddaje jakoś sens tego wszystkiego. Nie da się ukryć, że czasem nie jest lekko i wesoło, czasem jest wręcz beznadziejnie, ale zawsze jest jakieś światełko. Czy to twoja bliska osoba, czy znajomi albo twoja zajawka, która trzyma cię na prostej drodze do tego celu, do którego zmierzasz, i która pozwala ci budzić się rano. Myślisz sobie „kurde, ale słaby dzień będzie dzisiaj”. Ale mimo wszystko brniesz, działasz i nie pozwalasz na to, by się zapaść. Ale wiadomo, nie jesteś człowiekiem zrobionym z nie wiadomo czego, żeby cię coś nie mogło czasem lekko załamać. Warto wtedy szukać podparcia w kimś bliskim i jest jakaś szansa, że znajdziesz coś dla siebie. Coś, co cię podtrzyma na duchu, czy po prostu pozwoli ci trzymać gardę wysoko i po kolejnym ciosie zrobisz unik, oddasz i pójdziesz do przodu. Taka jest nasza myśl w tym wszystkim.
Mieszając w swojej muzyce dużo ciepła, melodii i emocji, stworzyliście dość charakterystyczne brzmienie. Aż tacy z was niepoprawni romantycy? Kto ma największe poetyckie zacięcie?
Biały: Bez wątpienia największe poetyckie zacięcie spośród nas miał nasz zmarły niedawno przyjaciel, pierwszy basista i współzałożyciel Astrid Lindgren, Kuba Schönhof-Wilkans. Był bardzo kreatywnym typem – tworzył bardzo dużo muzyki (ostatnio noise w projektach Feldgrau i Dziecka), ale też pisał i publikował wiersze. Natomiast jeśli chodzi zarówno o teksty, jak i muzykę, to tworzymy je wszyscy, jednak wyznajemy zasadę, że nie przyznajemy się publicznie, kto jest autorem danego utworu czy słów. Jakimś cudem potrafimy mniej więcej nadawać na podobnym poziomie wrażliwości i dzięki temu to, co robimy, jest całkiem spójne.
Wyczuwalny jest u was duch kojarzący się z Regresem. Nie bezpośrednio przez brzmienie muzyki, ale przez tę ideę przewodnią. Wiecie, ten „punk rock pozytyw”, mimo wszystko.
Szczepan: No, wiadomo. Trochę wierzymy w ludzi, trochę nie wierzymy, bo czasem potrafią nas załamać. Ja też bardziej mówię za siebie. Nie będę mówił za chłopaków, bo oni mają swoje spojrzenie na te sprawy. Wydaje mi się, że jest to zbyt złożone, żeby powiedzieć, „zawsze jesteśmy tacy pozytywni”, ale staramy się szukać tego czegoś dobrego. Ja bym powiedział, że jesteśmy trochę takimi młodo-starymi ramolami i interesuje nas najbardziej to, co już było. Kiedyś było generalnie lepiej, nie trzeba było się przejmować pewnymi rzeczami, po prostu wszystko było prostsze.
Biały: Chyba jednak nasze numery nie są tak do końca pozytywne, bo często jest w nich jakaś łyżka dziegciu w postaci nostalgii. Z pewnością nie patrzymy na świat tylko w pozytywnych barwach. Ja o sobie zawsze mówię, że wierzę w PMA, ale mam przy tym czarne serce.
Chciałbym odnieść się do waszego starego kawałka, jednego z moich ulubionych – „Nie używaj słów”. Pada tam tekst „Chwalisz się, jaki tolerancyjny jesteś, lecz dlaczego się śmiejesz, gdy mówię ci, w co wierzę?” – możecie powiedzieć, z czego śmieją się „tolerancyjni” ludzie? Zawsze mnie to zastanawiało. Chodzi tu o osoby, które mogą być na scenie dyskredytowane przez swoją duchowość, religijność?
Szczepan: Trochę też o to chodzi. Niektórzy mówią o tej swojej tolerancji, ale jeśli przyjdzie ktoś, kto powie „ej, kurde, wierzę w boga”, to potrafią go wyśmiać czy zgnoić. Ale to nie jest jeden punkt odniesienia, bo może być ktoś, kto np. mówi, że nienawidzi faszystów, ale ciągle używa słowa „cwel”, „pedał” w swojej mowie codziennej, nie czując w tym słownej nienawiści do osób, które są odmiennej orientacji.
Biały: Kontekst może być bardzo szeroki. Np. można odnieść go do naszej sceny, gdzie wiele mówi się o walce z seksizmem czy homofobią, a z drugiej strony zdarzają się jednak przykre sytuacje, z którymi musimy się borykać na swoim podwórku. Hardcore/punk jest dla wszystkich, o ile akceptują zasadę wzajemnego szacunku – to twoja sprawa, czy jesteś religijny, czy nie, jaki jest twój kolor skóry, z kim uprawiasz seks i ile martwych ziomków masz w portfelu. Mogłoby się wydawać, że to na naszej scenie oczywiste, a jednak zdarzają się ludzie, którzy o tym nie pamiętają.
Z kolei w „Kryjówce” z nowej płyty dzielicie się refleksją nad tymi utraconymi czasami, o których wspominacie. Po połączeniu z genezą nazwy zespołu tworzy się ciekawy koncept całości.
Szczepan: Uważamy, że kiedyś było lepiej, jak wszyscy starzy ludzie. My starzy jakoś tam super nie jesteśmy, ale mamy stare spojrzenie na to wszystko. (śmiech)
Właśnie chciałem o tym wspomnieć, bo macie też to starsze rozumienie sceny DIY i tej mentalności. Pojawiają się młodsze zespoły, z których część przynajmniej sprawia wrażenie, że powstały tylko po to, żeby sobie pograć, nie ma za tym jakiejś większej idei. A jest to młodsze pokolenie, które nie widziało/nie pamięta lat 90.
Szczepan: Ja też nie widziałem za bardzo! (śmiech)
Ja też nie, ale wiesz, o co mi chodzi! (śmiech) Mniej mody, więcej przekazu!
Szczepan: Rozumiem. Ale wiesz, zawsze tak jest, że powstają zespoły, które grają po to, żeby grać muzykę, ale też jest część ludzi, którzy już od swoich nastoletnich lat chodzą na demonstracje, angażują się, tworzą, robią Food Not Bombs czy rozklejają wlepki i czują w tym potrzebę działania. My praktycznie wszyscy w zespole jesteśmy punkami, odwołujemy się do tych najważniejszych dla nas punkowych ideałów. A w związku z tym, że jesteśmy "zaangażowanymi" punkami, prócz samego punk rocka jako muzyki ważne jest dla nas właśnie DIY, ważna jest pomoc wzajemna, ważny jest antyfaszyzm i te wszystkie rzeczy naszym zdaniem składają się na to, czym jest ta scena. I jeżeli to jest punk rockiem, a my jesteśmy punkami, to w takim razie czujemy – ja to czuję, chłopaki myślę, że też to czują – że powinniśmy podtrzymywać te wszystkie ideały oraz postawy przy życiu i działać na tych polach.
Na nowej płycie trzymacie się wypracowanej formuły czy może trochę eksperymentowaliście?
Biały: Tak naprawdę to bardzo trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie, bo materiał został już nagrany ponad rok temu i cały czas napotykamy na jakieś trudności, np. na etapie miksu, oczekiwania na tłoczenie itd. Część z tych numerów to z naszej perspektywy już totalne starocie, bo pisaliśmy je jakieś dwa-trzy lata temu. Mogę za to powiedzieć, że z pewnością nie zakładaliśmy z góry jakiejś konkretnej formuły czy konceptu, wokół którego budowalibyśmy cały materiał. Raczej jest to zawsze wypadkowa tego, co w danym momencie nas inspiruje, co czujemy... Chyba komuś z zewnątrz będzie to łatwiej ocenić.
Może macie jakieś niezrealizowane pomysły na muzykę, nowy zespół itp.?
Biały: Mamy setki niezrealizowanych pomysłów na muzykę albo zespoły, które z jakiegoś powodu nie wypaliły. Ostatnio nawet część z nas zamyka się wspólnie w próbowni i stara się coś porobić. Jaki będzie efekt, tego nie mogę zagwarantować ;)
Trafiłem w necie na recenzję waszej pierwszej płyty w Teraz Rock. Dostaliście 4/5 gwiazdek! Czyżby nawet rockmani was doceniali?
Biały: Trudno powiedzieć. Być może pizdusiowaty emocore jest bardziej strawny dla rockowych uszu niż inne szkoły hc/punka. Tak na serio, to fajnie, że komuś poza "sceną" nasza muzyka może się podobać. Jeśli choć jeden czytelnik Teraz Rocka za naszym pośrednictwem odkrył hardcore/punk i sięgnął po inne kapele, to bardzo się cieszę. To znacznie lepsza nagroda niż recenzenckie gwiazdki – w końcu punk to nie wyścigi.
Będziecie płakać po Eye For An Eye?
Biały: Część z nas na pewno. Dla mnie była to dość ważna kapela w czasie, kiedy poznawałem, czym jest scena punkowa, a ich split z Hunkies zawsze będzie miał szczególne miejsce na mojej półce. Chyba nie ma przesady w stwierdzeniu, że bez kapel takich jak EFAE, nie byłoby też nas. W imieniu swoim i kolegów chylę czoła i pozdrawiam ich serdecznie.
Szczepan, jesteś weganinem, tak?
Szczepan: No tak.
Skąd wzięła się u ciebie ta postawa? Podejrzewam, że to banalne pytanie, bo pewnie ze sceny. Ale to też jest ciekawe, bo w pewnych kręgach widać podejście typu „dobra, jesteśmy na scenie, ogólnie to propsujemy wege i, powiedzmy, niektórzy z nas nie jedzą mięsa, ale coś więcej to już jest dla nas za dużo”. Oczywiście nikogo nie krytykując.
Szczepan: Przyznam szczerze, że ja generalnie weganinem nie jestem od bardzo dawna, ale żałuję, że nie zacząłem być nim od razu. Przyznam, że (jak to śmiesznie zabrzmi, he, he, he), jak zacząłem być punkiem, zainteresowałem się tym wszystkim, to od samego początku jednym z jego najważniejszych elementów stał się dla mnie antyfaszyzm. To była rzecz, którą na początku zauważyłem. Z domu rodzinnego i nauki rodziców wyniosłem szacunek dla drugiej osoby, dla innego istnienia i w związku z tym oczywistym było dla mnie, że jakieś skrajne ideologie, które uderzają w dobro drugiego człowieka są po prostu błędem, chorobą psychiczną. To była pierwsza rzecz, którą zaobserwowałem, oprócz tego, że była tam ostra muzyka, która bardzo mi się podobała. Kolejną rzeczą, jaką uznałem za naturalną dla sceny punk rockowej, jest to, że jesteś zaangażowany w prawa zwierząt i w związku z tym stwierdziłem, że przestanę jeść zwierzęta. Myślę, że też złożył się na to inny fragment mojego życia, ponieważ mój ojciec chrzestny był wegetarianinem prawie całe swoje życie, a obecnie jest też weganinem. To też był jakby motor napędu. Pozdrawiam go :) Podjąłem taką decyzję i stwierdziłem, że w takim razie, skoro chcę być punkiem, chcę nosić spodnie w kratę, chcę słuchać tej szybkiej muzyki, chodzić na koncerty i pić tanie wina, to wegetarianizm jest tutaj naturalną drogą. Mija już ponad 10 lat, od kiedy nie jem mięsa i dwa lata temu dotarło do mnie, że to już jest najwyższa pora, żeby przejść na weganizm. Nie chcę uderzać w nikogo, kto jest wegetarianinem, uważam, że to jest dobre nie jeść mięsa, ale uważam, że jeszcze lepiej jest zrezygnować z produktów mlecznych, z jajek, bo to nadal jest wykorzystywanie zwierząt. Widać to dobrze we wszystkich materiałach, z jakimi można się zapoznać na ten temat. Bo to nigdy nie jest tak, że ta krówka jest głaskana po brzuszku, że ona daje to mleko, że kury dają te jajka. Ja w końcu stwierdziłem, że nie mogę tego wytrzymać. Określam się mianem weganina od ponad dwóch lat. Wcześniej również unikałem mleka, jajek, ale zdarzało mi się na jakimś wyjeździe czy jeszcze w domu rodzinnym zjeść coś z tymi produktami. Później stwierdziłem twardo, że nie i koniec. W wegetarianizmie zawsze był dla mnie ważny aspekt moralny. Zawsze uważałem, że przede wszystkim najistotniejsze jest tutaj dobro tej wykorzystywanej istoty, o którą trzeba dbać. Cele zdrowotne nie są aż tak bardzo ważne. Jak się chce, to można jeść np. chipsy, będąc wegetarianinem/weganinem. Jeżeli nikt nie cierpi, to dlaczego nie?
To jest właśnie moje podejście :)
Szczepan: Jeżeli ktoś przechodzi na taką dietę dla swojego zdrowia, to też jest dobre. Scott Jurek, który jest bardzo popularnym weganinem, od początku twierdził, że on to robi wyłącznie ze względów zdrowotnych i kondycyjnych dla swojego biegania. A to też jest droga. No i skromnie uważam, że każdy powód jest dobry, żeby zrezygnować z tego, co powoduje cierpienie innych stworzeń. A tym bardziej jakiekolwiek usprawiedliwianie tego… Wszystko to zasługuje na wyśmianie, np. jak to robi koleżka ze strony „Vegan sidekick”, który tworzy komiksy i bardzo ładnie obśmiewa te bezsensowne tłumaczenia. Ale jeśli ktoś nie chce, bo nie, no to nikogo siłą nie zaciągnę. Ważne, żeby to promować, polecać samym sobą, swoją postawą i tyle.
Będziemy zmierzać już do końca, bo wołają cię, Szczepan, do noszenia sprzętu (śmiech). Mam tylko jedno takie pytanie-ciekawostkę – wydaliście kiedyś diss na Marksmana, kto brał w tym udział? :)
Szczepan: To nie jest tak, że my wydaliśmy ten diss, tylko jak głosi sam napis przy filmie, to są osoby powiązane z Astrid Lindgren, więc nie będę zdradzał, kto dokładnie tam występował. W każdym razie chłopaki z Marksmana to są nasi świetni koledzy, my się strasznie lubimy i tam się pojawiło wiele odniesień do sytuacji, które zaistniały przy okazji naszych spotkań, dla mnie to po prostu dowcip.
Dobry był punchline z nawiązaniem do waszego tekstu - „chciałbym dostać list, że już nigdy nie zagracie” – to było zajebiste! (śmiech)
Szczepan: (śmiech) Chłopaki odpowiedzieli na to równie celnie, że jedyne, co znajdziesz na dnie mojej szuflady to włosy z chuja. Chłopaki się starali, próbowali zrobić tego dissa, no ale nie nadają się do tego, ich rap jest słaby!
Biały: Jakby co, to zapraszamy do tańca też inne kapele. Jesteśmy emusami, ale nasze punche sieją największe spustoszenie na scenie hardcore’owej. Opcjonalnie można zagrać z nami w nogę, ale jedna kapela z Ciechanowa przejebała już dwa razy.
No właśnie, chciałem powiedzieć, że to niby była beka, ale nie było źle, trafialiście nawet w bit i w ogóle, więc byłem pod wrażeniem! (śmiech)
Szczepan: Kocham chłopaków, kocham Głowę, kocham tam wszystkich, no ale nie nadają się do rapu. Muzykę głośną, smutną, wrzeszczaną - super, ale rapu nie polecam.
Dzięki wielkie, noś już ten sprzęt :)
Dzięki!
(#2, jesień/zima 2015/16)