Earth First!
Głęboka ekologia
Historię całego ruchu warto byłoby rozpocząć od wprowadzenia pojęcia „głębokiej ekologii”. To do niej odwoływali się bowiem aktywiści Earth First!, ale także i innych, równie radykalnych grup ekologicznych. Cała nasza cywilizacja, wszystko, co nas otacza, zdominowane jest przez wspomniany antropocentryzm. Egoizm ludzki wyniósł człowieka ponad świat natury. Wszystko, co jest wytwarzane na Ziemi, tworzy się głównie z myślą o człowieku. To nasze potrzeby uznawane są za najważniejsze, a nasz punkt widzenia jest jedynym słusznym. Różnie się to argumentuje. Jedni twierdzą, że tak zostaliśmy stworzeni – na boskie podobieństwo, jako ci, którzy mają władać planetą, światem roślin i zwierząt. Inni z kolei powiedzą, że naszą dominującą pozycję zawdzięczamy sami sobie, poprzez ciągły rozwój intelektualny, manualny, techniczny. Człowiek pierwotny, będący w odległej przeszłości jedynie trybikiem w ekosystemie, przekształcił się w tego, który podporządkował sobie całą Ziemię. Niezaprzeczalnym faktem jest, iż najbardziej ucierpiała na tym przyroda. Wszelkie jego osiągnięcia uznawane są za najwyższą wartość, natomiast to, co naturalne, widzimy jedynie jako instrument, z przypisaną konkretną użytkową funkcją. Co ciekawe, nawet gdy mówimy o potrzebie ochrony środowiska, w dalszym ciągu nie możemy wyrwać się z rozumowania stawiającego człowieka w centrum. Mainstreamowe organizacje ekologiczne idą na liczne kompromisy z tymi, którzy bezpośrednio odpowiedzialni są za degradację natury. W rządowych ministerstwach ochrony przyrody zasiadają politycy, którzy bardziej zarządzają dalszym wykorzystywaniem zasobów naturalnych niż ich protekcją. Głęboka ekologia zrywa z tego typu dyskursem, przechodząc od antropocentryzmu do biocentryzmu, czyli faktycznie stawiając przyrodę w samym środku swego zainteresowania, człowieka zaś traktując jako mniejszy element całości. Reprezentanci tego nurtu uważają, że jedynie szersze spojrzenie, wykraczające poza to typowo ludzkie, pozwoli na skuteczne zdiagnozowanie obecnej sytuacji przyrody i odnalezienie możliwego sposobu jej rozwiązania bądź polepszenia. Nowy nurt zapoczątkował norweski filozof Arne Naess jeszcze na początku lat 70., zaniepokojony tym, w jakim kierunku idzie cywilizacja naukowo-techniczna naszych czasów. Głęboka ekologia ma silnie filozoficzne podłoże, gdyż wszelkie rozważania w jej zakresie rozpoczynają się od zadania sobie „głębokich” pytań dotyczących relacji na linii człowiek – przyroda. Określa się je mianem „głębokich”, ponieważ ich celem jest wyjście poza ludzkie postrzeganie świata i zachodzących na nim procesów, dotarcie do sedna problemów, wyzbycie się powierzchowności. Punktem wyjścia Naessa były następujące pytania: „Dlaczego żyjemy tak, jak żyjemy? Jakie jest znaczenie życia? Jakie są najważniejsze cele w życiu? Których wartości naprawdę niezbędnie potrzebujemy, a które dotyczą zaledwie komfortu i powierzchownej zabawy? Dlaczego niszczymy przyrodę? Co to jest właściwy sposób życia? Jaka technologia jest lepsza? Czy społeczne i polityczne struktury współczesnych społeczeństw są odpowiednie do stawienia czoła nadchodzącemu kryzysowi ekologicznemu?”. Te i wiele innych pytań stanowiły sens nowego nurtu filozoficznego. Według Naessa w dogłębniejszym zrozumieniu świata i życia pomóc miało wyzbycie się materialistycznego nastawienia, gdyż to właśnie m.in. nadmierne gromadzenie dóbr oddala nas od sensu naszego współistnienia z naturą. Głęboka ekologia podkreśla, że wszystkie organizmy są ze sobą ściśle powiązane, tworząc sieć zależności. Człowiek też jest integralną częścią całego systemu środowiska naturalnego, nie jest nikim lepszym, ale i nikim gorszym. Taka wielogatunkowość wymaga więc od ludzi szerszego spojrzenia, oczami innych organizmów. Aby tego dokonać, należy wyjść poza swoje „ja”. Nie można bowiem patrzeć przez pryzmat tego, co jest nam przydatne. Pozwala to też na większe zrozumienie otaczającego nas świata i umożliwia nam rozwój duchowy. Naess przeciwstawiał swoją filozofię tzw. „płytkiej ekologii” – powierzchownemu dbaniu o dobro natury, którego celem jest umożliwienie jej dalszej eksploatacji, oraz ochronie środowiska jedynie w bogatych krajach, przy jednoczesnym pozwoleniu na degradację ekosystemów Trzeciego Świata. Płytki ekolog działa w interesie człowieka, przykładowo – zaleca oczyszczanie rzeki nie dla ochrony jej ekosystemu, lecz by uzyskać wodę pitną. Podstawowa reguła głębokiej ekologii głosi, że każdy organizm na Ziemi ma prawo do życia i rozwoju. Oczywiście Naess nie zapomina w tym miejscu, jak brutalne są prawa natury. Różnicą jest jednak w przypadku zwierząt - walka o przetrwanie i w jej efekcie zabijanie, w przypadku człowieka - jego bezmyślne zapędy destrukcyjne. W efekcie tych rozważań Naess wraz z innymi ekologami (Johnem Muirą i George’em Sessionsem) sformułował osiem zasad głębokiej ekologii:
1. Pomyślność oraz rozwój ludzkiego i pozaludzkiego życia na Ziemi są wartościami same w sobie (wartościami immanentnymi, przyrodzonymi) niezależnie od użyteczności pozaludzkich form życia dla człowieka.
2. Bogactwo i różnorodność form życia przyczyniają się do urzeczywistnienia tych wartości i same w sobie są wartościami.
3. Ludzie nie mają prawa ograniczania tego bogactwa i różnorodności, chyba że chodzi o zaspokojenie ich żywotnych, istotnych potrzeb.
4. Rozwój pozaludzkich form życia wymaga zahamowania wzrostu liczebności populacji ludzkiej. Rozkwit życia i kultury człowieka daje się pogodzić z takim obniżeniem.
5. Oddziaływanie człowieka na inne formy życia jest obecnie zbyt duże, a sytuacja ta gwałtownie się pogarsza.
6. Wymaga to poważnych zmian, szczególnie ekonomicznych, technologicznych i ideologicznych. Nowa sytuacja będzie całkowicie odmienna od obecnej.
7. W sferze ideologicznej chodzi przede wszystkim o ograniczenie wzrostu materialnego standardu życia na rzecz jakości życia. Wytworzy się głęboka świadomość różnicy miedzy tym, co ilościowo i jakościowo wielkie.
8. Ci, którzy zgadzają się z powyższymi założeniami, powinni czuć się zobowiązani do podjęcia pośrednich lub bezpośrednich działań na rzecz wprowadzenia w życie tych niezbędnych zmian.
Początków Earth First! należy upatrywać w spontanicznej wyprawie piątki aktywistów (Dave’a Foremana, Mike’a Roselle’a, Howiego Wolke’a, Rona Kezara i Barta Koehlera) do rezerwatu przyrody Pustyni Pinacate w Meksyku, tuż przy granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Grupa znajomych wyruszyła vanem Foremana, by podziwiać tamtejszą dziką przyrodę i wychylić trochę piwa. Było to w kwietniu 1980 roku. Wtedy też powstała nazwa Earth First! i pomysł powołania do życia radykalnej grupy ekologicznej. Potrzeba uformowania tego typu ekipy brała się z rozczarowania dotychczasową działalnością w przeróżnych organizacjach zajmujących się konserwacją dzikiej przyrody. Dave Foreman i Bart Koehler dopiero co zrezygnowali z pracy w Wilderness Society, Howie Wolke odszedł z Friends of the Earth, Mike Roselle był już wtedy byłym członkiem Youth International Party (kontrkulturowej, anty-wojennej partii odwołującej się do wolnościowego socjalizmu), a Ron Kezar pracował w Urzędzie Zagospodarowania Terenu i w Sierra Club. Każdy z nich czuł, że „ekologiczny mainstream” stał się w swych postulatach zbyt łagodny. Zielone organizacje szły na wiele ustępstw i kompromisów z tymi, którzy chcieli przekształcać kolejne dzikie tereny pod infrastrukturę. Służba Leśna Stanów Zjednoczonych prowadziła właśnie projekt RARE II (Roadless Area Review and Evaluation – Przegląd i Ocena Terenów Bezdrożnych), w wyniku którego uznała, że większość nieprzekształconych przez człowieka terenów będących pod ich nadzorem (a które nie były prawnie chronione) można oddać pod budowę dróg, wycinkę lasów, kopalnie. Zgodę organizacji ekologicznych na ten proceder uznano za zdradę i zaprzedanie ideałów. Każdy z piątki aktywistów sprzeciwiał się nowej strategii działania w swojej macierzystej organizacji. Protesty nic jednak nie dały, gdyż władze tych grup podjęły już decyzję. Wściekli, pijani, siedząc na kompletnym pustkowiu, postanowili wybrać zupełnie nową strategię. Tak radykalną jak ich nowe hasło – „Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi”. Inspiracją do obrania taktyki akcji bezpośredniej i sabotażu była powieść „The Monkey Wrench Gang” autorstwa amerykańskiego powieściopisarza i eseisty Edwarda Abbeya, który znany był ze swoich anarchistycznych przekonań i wrażliwości na kwestie ekologiczne. Sama książka opowiada losy czterech bohaterów, którzy, chcąc bronić przyrody przed degradacją, dokonują aktów sabotażu na ekipach budowlanych, niszcząc ich buldożery oraz pozostały sprzęt. Na celowniku grupy znalazła się także zapora Glen Canyon na rzece Colorado. Dzieło Abbeya było uważane wręcz za podręcznik radykalnych akcji, a słowo „monkeywrenching” na stałe weszło do słownika, oznaczając tego typu działania. Klucz francuski (monkey wrench) został wylansowany już przez samo Earth First! jako symbol oporu wobec ekspansji zaawansowanej technologicznie cywilizacji, która pożera kolejne, dotąd nietknięte, dzikie tereny.
W tym samym roku zaczęły pojawiać się pierwsze publikacje ruchu pod szyldem Earth First Journal, w których prezentowano poglądy grupy, łącząc głęboką ekologię z radykalizacją działań. Pojawili się również nowi członkowie. Do pierwszej akcji EF! doszło w 1981 roku, na budzącej kontrowersje zaporze Glen Canyon, tej samej, którą opisał Abbey. Siedemdziesięcioro pięcioro aktywistów zorganizowało tradycyjną w formie demonstrację, posiłkując się transparentami i przemówieniami. Podczas zamieszania z ochroną obiektu piątka członków grupy przedostała się na tamę i rozwinęła w jej centrum mający 300 stóp długości czarny plastik imitujący pęknięcie zapory. Towarzyszyły temu okrzyki „uwolnić [rzekę] Colorado”. Sprawcom całego zajścia udało się zbiec i wtopić w tłum protestujących, dzięki czemu nikt nie został aresztowany, mimo że w badanie sprawy zaangażowało się nawet FBI. Akcja okazała się sukcesem. EF! wykonało tym samym swoje pierwsze polityczne oświadczenie, sprawą zainteresowały się media, a władze były bezradne. Szeregi członków ruchu powiększyły się jeszcze bardziej. Foreman w swoich publikacjach zapraszał do współpracy każdego, gdyż, jak uważał, „w różnorodności siła”. Podkreślał jedynie przywiązanie do podstawowej zasady – „Ziemia musi stać na pierwszym miejscu”. Zasięg grupy sięgał coraz dalej, wychodząc poza granice rodzimego południowo-zachodniego regionu Stanów. Akcje bezpośrednie nabierały tempa. Posługiwano się głównie obywatelskim nieposłuszeństwem i bezpośrednim sabotażem. Oprócz typowych demonstracji i protestów popularne stało się okupowanie bądź przywiązywanie się do drzew idących na wycinkę, jak również przebijanie pni długimi gwoździami, które, przy próbie ścięcia drzewa, uszkadzały piły. Na celowniku ekologów znalazły się wszelkie przedsięwzięcia dotyczące wyrębu lasów, górnictwa, budowania infrastruktury czy dalszego rozwoju przedmieść. FBI zakwalifikowało z czasem EF! jako ekoterrorystów, uznając tym samym ich działalność za akty terroru. Członkowie ruchu jednakże podkreślają, że od zawsze naczelną dewizą grupy było zachowanie bezprzemocowego charakteru. Aktywiści nie atakowali bezpośrednio ludzi, nikogo nie chcieli pobić ani zranić. Wszelkie formy przemocy były z góry odrzucone. Czym innym jest natomiast wandalizm, w wyniku którego dokonywano zniszczeń sprzętu i maszyn służących do degradacji środowiska. Media określały sabotaż mianem „aktów przemocy”, ekolodzy zaś twierdzili, że jedynie bronią zagrożonej natury. Kwestię własności prywatnej konfrontowano z życiem ekosystemów. W późniejszych latach pojawiły się także oskarżenia dotyczące powiązania organizacji z Tedem Kaczynskim, słynnym Unabomberem, który w imię anarchoprymitywizmu rozsyłał samodzielnie konstruowane ładunki wybuchowe do, w jego mniemaniu, winnych destruktywnego postępu technologicznego, głównie naukowców. Kiedy agenci FBI dokonali nalotu na mieszkanie Kaczynskiego, odnaleźli m.in. egzemplarze Earth First! Journal oraz publikację ruchu zatytułowaną „Live Wild or Die”.
W 1985 roku Foreman wydał „Ecodefence: A Field Guide to Monkeywrenching”, będący praktycznym podręcznikiem, dającym wskazówki, jak sprawnie i skutecznie przeprowadzać akcje bezpośrednie. Zawiera dziewięć rozdziałów pełnych instrukcji, jak np. niszczyć drogi, uniemożliwiać ścięcie drzewa, przebijając je długimi gwoździami, czy też jak skonstruować bombę dymną. Po tej publikacji liczba działań wyraźnie wzrosła. Wymierzone były głównie w plany wyrębu lasów w Oregonie, północnej Kalifornii, Montanie i Waszyngtonie. Stowarzyszenie Drwali Oregonu szacowało, że jedna akcja ekologów kosztowała ich ok. 60 tys. dolarów. Całość zniszczeń dokonanych w tamtym okresie wyceniano na ok. 20-25 milionów dolarów.
Kontrowersje
Członkowie Earth First! regularnie spotykali się, by przedyskutować taktykę działania, omówić dokonane akcje, jak i zaplanować następne. Zgromadzenia te nazywano Round River Rendezvous. Wielokrotnie uczestniczył w nich sam Edward Abbey, choć nigdy nie był oficjalnie w ruchu (publikował też teksty w Earth First! Journal). Niejednokrotnie dochodziło wtedy do spięć między nim a anarchokomunistyczną grupą Alien Nation, która zarzucała Abbeyowi rasizm, sugerując się jego negatywnym stosunkiem do imigracji. Twierdził on bowiem, że imigracja (legalna bądź nie) do Stanów Zjednoczonych przyniesie jedynie szkody. Według niego wzrost populacji powiększy tylko skalę cierpienia, ubóstwa i przede wszystkim wyniszczenia środowiska. Krytycznie odnosił się do Ameryki Łacińskiej, określając ją mianem „brudnej, okrutnej i skorumpowanej”, a napływających stamtąd ludzi nazwał „masą głodnych, ignoranckich, niewykwalifikowanych i kulturalno-moralno-genetycznie zubożałych”. Dave Foreman również wsławił się kontrowersyjnymi opiniami. Stwierdził np., że nie należy przeciwdziałać głodowi w Etiopii, gdyż natura w ten sposób „bierze sprawy w swoje ręce i, próbując znaleźć równowagę, walczy z przeludnieniem Ziemi”. Mizantropijne akcenty nasilały się w tekstach publikowanych pod koniec lat 80. przez EF! Journal. Zaczęły pojawiać się opinie, że skutecznym środkiem ochrony przyrody będzie ograniczenie liczebności populacji ludzkiej do 20% ówczesnego stanu. Część ekologów upatrywała przyszłości w upadku przemysłu i nowoczesnej cywilizacji oraz w powrocie do prostszego życia zgodnego z naturą. Doszło nawet do tego, że amerykański neonazista, członek Ku-Klux-Klanu i założyciel grupy White Aryan Resistance (WAR), Tom Metzger, wyraził poparcie dla Earth First!. Chodziło bardziej o to, że zwalczane przez ekologów korporacje nierzadko były prowadzone przez Żydów, niesmak jednak pozostał. Rozpoczęła się wtedy gorąca dyskusja między Foremanem a Murrayem Bookchinem, anarchistą i wolnościowym socjalistą. Foreman nie krył swoich konserwatywnych poglądów, wraz z Howiem Wolkem nie mogli doczekać się prezydentury Reagana. Dave nie rozumiał także tego, jak można łączyć radykalną ekologię z poglądami lewicowymi. Ruch robotniczy, który bezpośrednio przyczynia się do degradacji środowiska poprzez pracę w zakładach przemysłowych, tworzenie infrastruktury itp., przeczy idei wyzwolenia świata natury. Sam antykapitalizm nie wystarczy. Oczywiście nie znaczy to, że całkiem zamykał się na pomysły lewicy. Przyznał, że tworząc Earth First!, inspirował się systemem działania wielu rewolucyjnych grup. Mimo to uważał, że robotnicy nie są „klasowo świadomi”, oskarżając ekologów o utrudnianie im pracy (np. przy wyrębie lasów), a przy tym nie zauważając chciwości wielkich korporacji. Winiąc po części klasę pracowniczą za sytuację środowiska, Foreman zwracał uwagę na to, że lewica zbyt wybiela i romantyzuje robotnika, nie dostrzegając wszystkich faktów. Stwierdzał też, że nurty lewicowe za mało interesują się kwestiami dzikiej przyrody, zajmując się jedynie problemami cywilizacji. W ich rozważaniach Ziemia nigdy nie stoi na pierwszym miejscu. Co więcej, swoim politycznym oponentom, którzy niejednokrotnie zaprzeczali, że mamy problem z przeludnieniem planety, zarzucał zakłamywanie rzeczywistości. Bookchin przyznał mu rację, pisząc, że marksistowscy rewolucjoniści faktycznie skupieni byli na industrializacji. Przeciwstawiał im za to anarchistów, wychodząc z pomysłem małych społeczności komunalnych, żyjących w symbiozie z naturą, dalekich od „autorytarnej perspektywy wspieranej przez fabryczno-przemysłowy system”. Zaznaczył, iż społeczni ekolodzy widzieli w pierwszej kolejności potrzebę zmiany relacji społecznych, ich naprawy, by później móc nawiązać etyczną relację człowieka ze światem przyrody. Dopiero uporanie się ze wszelkimi rodzajami dominacji, hierarchii i eksploatacji jednych przez drugich może pomóc w walce z ekologicznym kryzysem, który spowodowany jest nie tylko przez kapitalizm, ale też właśnie przez hierarchię. Tak jak człowiek wykorzystuje środowisko i zasoby naturalne, tak samo wyzyskiwane są całe grupy stojące niżej na drabinie społecznej ze względu na swoje pochodzenie, przynależność klasową, płeć, wyznawaną religię, zamożność itd. Wytykał naiwność tym, którzy mówili o możliwości zaistnienia „prawdziwie wolnego rynku, zielonego kapitalizmu i zielonego konsumeryzmu”, podkreślając, że kapitalizm jest z gruntu przeciwny ekologii. Obserwując występujące na coraz szerszą skalę (zarówno w społeczeństwie, jak i bezpośrednio w grupach radykalnie ekologicznych) nastroje „antyracjonalne, antyhumanistyczne, nadprzyrodzone i atawistyczne”, Bookchin obawiał się w pewnym momencie uformowania ekofaszyzmu. Zaniepokojony coraz to bardziej mizantropijnymi artykułami publikowanymi przez EF!, postanowił skrytykować tę tendencję (odnosząc się m.in. do tekstu, w którym AIDS zostało określone mianem „leku na przeludnienie”). Jego zdaniem w ruchu ochrony środowiska powinno się znaleźć miejsce także dla etyki humanistycznej.
Foreman odpierał oskarżenia o rasizm, za każdym razem podkreślając walory różnorodności w ramach ruchu ekologicznego, także tej rasowej. Struktury organizacji rozrosły się wtedy bowiem na terytorium całego kraju, włączając w swe szeregi także wszelkie mniejszości etniczne. Co więcej, nieraz Earth First! wspierało rdzennych mieszkańców, np. plemię Navajo, w walce z rządem Stanów Zjednoczonych, który chciał ich siłą przesiedlić. Cała debata została podsumowana stwierdzeniem, że każda ze stron ma swoje zalety, z których ruch ekologiczny powinien korzystać. Wymianę zdań między Foremanem a Bookchinem wydano w 1991 roku w formie książki pt. „Defending The Earth: A Dialogue Between Murray Bookchin and Dave Foreman”.
Dalsza działalność
Organizacja stosowała dwie drogi działalności – pierwsza, legalna, opierająca się na zwoływaniu protestów i organizowaniu kampanii edukacyjnych, druga – skoncentrowana na obywatelskim nieposłuszeństwie i wandalizmie. Jeszcze w kwietniu 1983 roku EF! rozpoczęło kampanię mającą na celu zablokowanie budowy drogi w samym środku Puszczy Kalmiopsis w Górach Klamath (południowo-zachodni Oregon), która uznawana jest przez naukowców za jeden z najbogatszych ekosystemów na Ziemi. Akcja rozpoczęła się od blokowania buldożerów. Pomimo wielu pogróżek ze strony ekipy budowlanej aktywiści nie ustąpili. Łącznie tamtego roku aresztowano 44 członków EF!. Sprawą zainteresowały się media, nie przyniosło to jednak większych rezultatów. W 1984 roku anulowano nakaz sądowy przeciwko budowie, a Służba Leśna planowała sprzedaż drewna wyciętego z Kalmiopsis już od początku 1986 roku. 1987 rok upłynął pod znakiem zakrojonej na szeroką skalę wycinki tamtejszych lasów. Wściekłość ekologów nie miała końca. Ich celem stało się rozdmuchanie całej sprawy na skalę krajową. W wyniku kolejnych blokad aresztowano 20 aktywistów. Członkowie EF! musieli cały czas mieć się na baczności. Nie mogli dać policji poważniejszych powodów do zatrzymania. Dlatego też Mike Roselle wydał ekologom wyraźne instrukcje, by nie przynosić ze sobą na miejsce blokad broni, alkoholu, narkotyków, jak również by nie używać przemocy fizycznej w stosunku do drwali. Część aktywistów wdrapała się na drzewa, część wdarła się do maszyn budowlanych i tam przywiązała się łańcuchami. Budowlańcy wpadli w furię. Kiedy protestujące kobiety usłyszały groźby gwałtu, zaczęły przeraźliwie krzyczeć. Akcję zakończył miejscowy szeryf, aresztując wszystkich działaczy EF!. Większość z nich trafiła na kilkanaście dni do aresztu, musieli zapłacić też grzywny.
Od tamtej pory przebijanie pni gwoździami stało się główną taktyką. W ten sposób uszkodzono wiele pił łańcuchowych, skutecznie opóźniając wycinkę. Część drwali zaczęła używać wykrywaczy metalu. W maju 1987 roku doszło do wypadku. Pracownik tartaku, George Alexander, został poważnie ranny, był wręcz bliski śmierci, po tym, jak tnąc drewno, naciął się na gwóźdź wbity rzekomo przez ekologów. Na łamach EF! Journal Foreman tłumaczył, że celem tego typu działań nigdy nie było skrzywdzenie drugiego człowieka. Amerykańska prasa zrobiła czarny PR radykalnym ruchom ochrony przyrody. Winą obarczono aktywistów EF!. Kontrowersyjnej metodzie nie można było jednak odmówić skuteczności. Wiele przedsiębiorstw drzewnych musiało zrezygnować z planów wycinki, gdyż nie byli w stanie odnaleźć i wyciągnąć wszystkich gwoździ, a nie chcieli niepotrzebnie ryzykować zdrowia swoich pracowników. Tymczasem śledztwo policji wskazało winnego w sprawie Alexandra – był nim żyjący w lesie, prawicowy separatysta, niepowiązany z ruchami ekologicznymi.
W grudniu 1989 roku kalifornijski odłam EF! postanowił zakłócić jeden z najbardziej popularnych off-roadowych wyścigów, The Barstow-to-Las Vegas, którego trasa przebiegała przez pustynię. W owym wydarzeniu miało wziąć udział ok. 1100 zawodników, jednak event odwołano po tym, jak aktywiści EF! zabarykadowali tunel znajdujący się na trasie. Powodem działań ekologów był fakt, że wyścig miał przebiegać przez miejsce, w którym żyje zagrożony gatunek pustynnych żółwi. Dodatkowo, ogromny hałas byłby niebezpieczny dla tamtejszej populacji szczuroskoczka pustynnego.
Po serii udanych aktów sabotażu na terenie USA, wliczając w to zniszczenie maszyn, sprzętu, podpalenia i blokady, Earth First! znalazło się na celowniku FBI. Miarka przebrała się w 1987 roku, gdy ekolodzy z Arizony dokonali ataku na stok narciarski niedaleko miasta Flagstaff. Niszcząc wyciąg krzesełkowy, doprowadzili do szkód wycenionych na 50 tys. dolarów. Jeszcze tego samego roku Federalne Biuro Śledcze rozpoczęło operację THERMCON. Ponad 50 agentów FBI zinfiltrowało komórkę EF! z Arizony. Pierwsze aresztowania miały miejsce dwa lata później. Samego Foremana aresztowano w 1990 roku w związku z planowanym zniszczeniem linii wysokiego napięcia zasilających elektrownię jądrową. Obudzono go o piątej rano, przystawiając do głowy lufę magnum, po czym wyciągnięto z mieszkania w samej bieliźnie. W międzyczasie dokonywano podobnych zatrzymań pozostałych członków EF!. FBI było w posiadaniu taśm z podsłuchów o łącznej długości 575 godzin, licznych fotografii oskarżonych, ich sprzętu itp. W kolejnym roku czołowi uczestnicy akcji, głównie sabotażyści związani ze zniszczeniem sprzętu na stoku narciarskim, usłyszeli wyroki. Czterech ekologów dostało kary pozbawienia wolności od 30 dni do 6 lat, dodatkowo musieli zapłacić grzywny od 2 do ponad 19 tys. dolarów. Oprócz nich setki innych działaczy trafiło za kratki. Dave Foreman uniknął więzienia, gdyż nie brał bezpośredniego udziału w całym przedsięwzięciu. Po wszystkim oskarżył federalnych o zagrywkę motywowaną politycznie, której celem była dyskredytacja EF! i stworzenie w oczach opinii publicznej obrazu „ekoterrorystów”.
Przez lata do organizacji przyłączyła się ogromna liczba osób chcących bronić Matki Ziemi. Mike Roselle przeszkolił w tym czasie ok. tysiąca młodych, chętnych do walki osób, ucząc ich skutecznych technik monkeywrenchingu. Każda z nich gotowa była dokonać nie tylko aktów sabotażu, lecz również blokady pracy ekip budowlanych/drzewnych poprzez przypinanie się do drzew czy buldożerów łańcuchami ze specjalnie skonstruowanymi zamkami, dodatkowo wzmocnionymi, by trudniej było je przeciąć. Popularne było też przypinanie szyi do różnych obiektów zamkiem rowerowym. Napływ nowych ludzi musiał zmienić sam ruch. Na początku lat 90. wyłonił się wyraźnie silny front zainspirowany anarchizmem i marksizmem. Przekierunkowanie ideologiczne nie podobało się starej gwardii aktywistów, w tym samym założycielom. Foreman twierdził, że jest to zmiana w złym kierunku, gdyż nie powinno się mieszać ochrony dzikich terenów z walką o sprawiedliwość społeczną, problemem imperializmu czy prawami pracowniczymi. Większość starej gwardii składała się z prowojennych konserwatystów, myśliwych i miłośników broni. Wolke w jednym z artykułów napisał, że „początkowo ten ruch miał być wieśniacki [ang. redneck]”, a gdy mówił o różnorodności członków organizacji, miał na myśli różnorodność w obrębie białej klasy średniej, która „miała pomóc w kultywowaniu obrazu żłopiącego piwo wieśniaka” mieszkającego w głuszy. Foreman wyrażał podobne zdanie pomimo wcześniejszych zapewnień o pełnej otwartości i chęci współpracy z lewicowymi aktywistami. Nie podobało mu się, że nagle znalazło się obok niego tylu aktywistów społecznych i sabotażystów polowań. Nie mógł jednak już nic na to poradzić. Po 10 latach działalności odszedł z Earth First! wraz z m.in. Howiem Wolkem i Bartem Koehlerem, by założyć nową organizację Wildlands Project i magazyn Wild Earth. Decyzja Foremana na nowo rozbudziła dyskusję nad jego rzekomym rasizmem i seksizmem, co dodatkowo podburzał sam zainteresowany, biorąc niejednokrotnie udział w antyimigranckich wiecach. Odchodzącym działaczom zarzucano również elitarność, ignorowanie problemów społecznych i zauroczenie mizantropią. Z kolei Mike’owi Roselle’owi światopoglądowy skręt w lewo jak najbardziej odpowiadał. Razem z Judi Bari i Darrylem Cherneyem stał się nową twarzą ruchu. Judi argumentowała, że zmiana, jaka zaszła, była konieczna. Nie oznacza to odejścia od biocentryzmu. Nie można jednak uciec od problemów naszego społeczeństwa, skoro żyje ono tuż obok dzikiej przyrody. To w końcu uprzemysłowione społeczeństwo przyczynia się bezpośrednio do degradacji środowiska, a nie tylko koncerny chcące eksploatować tereny nietknięte do tej pory przez człowieka. Istotne też było włączenie się w kampanie przeciw myśliwym i sprawę feminizmu. Rozgorzała także dyskusja nad najskuteczniejszą taktyką działania. Bari była zdania, że lepiej rozbudzić masowy ruch oparty na obywatelskim nieposłuszeństwie i w ten sposób kształtować ekologiczną świadomość wśród ludzi, dzięki czemu więcej osób będzie skłonnych odejść od przemysłowo-konsumenckiego trybu życia. Uważała, że metoda monkeywrenchingu, jak np. wsypywanie piasku do baków maszyn budowlanych czy nadziewanie drzew gwoździami, przynosi odwrotny skutek od zamierzonego, nie jednoczy bowiem ludzi, a tworzy konflikt. Odpowiedzią Foremana było to, że większość aktywistów to ludzie biedni, którzy nie mają pieniędzy na opłacanie grzywien za organizowane blokady. Z kolei udany akt sabotażu może przynieść ogromne szkody finansowe dla firm niszczących środowisko, skutecznie opóźniając cały proceder.
Radykalna ekologia budziła wiele emocji. Nasiliło się też zainteresowanie służb specjalnych tego typu organizacjami. W maju 1990 roku eksplodował ładunek wybuchowy umieszczony pod siedzeniem w samochodzie Judi. W pojeździe był z nią Cherney. Kobieta doznała licznych uszkodzeń ciała oraz złamania miednicy, zaś Darryl miał uraz lewego oka od odłamków po wybuchu. Agenci FBI od razu oskarżyli parę o to, że planowała podłożenie bomby, a ta przypadkowo uległa zdetonowaniu w ich samochodzie. Oskarżenie było o tyle bzdurne, że, jak powiedziała sama Judi, „umieszczenie ładunku pod własnym siedzeniem byłoby samobójstwem”. Po tym zdarzeniu policja wraz z federalnymi systematycznie puszczała w obieg informacje o tym, że dwójka aktywistów brała udział w zamachu bombowym. Medialna propaganda trwała w najlepsze. Akt oskarżenia został jednak tak szybko oddalony, jak szybko wpłynął do sądu. Po wypuszczeniu pary na wolność Greenpeace wynajął prywatnych detektywów, by wyjaśnić prawdziwe okoliczności zajścia, nic jednak nie wykazano. Ekolodzy oskarżyli FBI o pogwałcenie ich praw obywatelskich przez fałszywe oskarżenia i brak nakazu przeszukania. Do dzisiaj sprawy nie wyjaśniono. Sąd jedynie po latach przyznał rację Bari (już po jej śmierci – zmarła na raka w 1997 roku) i Darrylowi. Jest kilka teorii na temat tego, co faktycznie wydarzyło się tamtego dnia. Jedna zakłada, że przemysł drzewny, po kolejnych stratach finansowych wynikających z akcji EF!, postanowił pozbyć się niewygodnej działaczki. Inna mówi, że za całym zamachem stało FBI, podkreślając fakt, że agenci uczestniczący w dochodzeniu przeciw ekologom byli szkoleni w zakresie konstruowania i obchodzenia się z domowej roboty ładunkami wybuchowymi zaledwie 4 tygodnie przed całym wydarzeniem. Co więcej, Bari wielokrotnie zgłaszała policji i FBI pogróżki, jakie dostawała. Nigdy jednak nic w tej sprawie nie zrobiono. Jest jeszcze jeden trop. Pięć dni po zdarzeniu Mike Geniella, dziennikarz Press Democrat, otrzymał list, w którym winę wziął na siebie tajemniczy „Mściciel Pana”. Treść listu była wyraźnie nacechowana religijnie, zawierała wiele odniesień do Biblii. Jego autor twierdził, że obrał sobie za cel Judi Bari, gdyż ta broniła swego czasu kliniki aborcyjnej w Ukiah (Kalifornia). Jednak sama Bari nie była do końca przekonana co do autentyczności tego listu. Kiedy była jeszcze w szpitalu, zadzwonił do niej Ward Churchill, polityczny aktywista i autor m.in. książki „Agents of Repression”, opisującej COINTELPRO, czyli program FBI zakładający infiltrację wszelkich organizacji politycznych uznanych za „wywrotowe”. Agenci posługiwali się zakrojoną na szeroką skalę dezinformacją, śledzili podejrzanych, podsłuchiwali, używali wobec nich gróźb, szantażu i przemocy. Wszystko, by ich zastraszyć i zniechęcić do dalszej działalności. Zdarzało się też federalnym wrobić kogoś w przestępstwo, a nawet posunąć się do morderstw liderów obserwowanych grup. Zdaniem Churchilla wiadomość Mściciela Pana była klasyczną zagrywką agentów. Wskazywał na to, że forma pisma była niemal identyczna jak u Dennisa Malvasiego, chrześcijańskiego ekstremisty odsiadującego w tym czasie wyrok za podłożenie bomb pod kilkoma klinikami aborcyjnymi. Według Judi list dziwnym trafem pojawił się w momencie, kiedy było już wiadome, że dalsze oskarżenia jej i Darryla o próbę zamachu nie przejdą. Podejrzane dla Judi wydawało się też to, że sprawę bomby w jej samochodzie nadzorował agent specjalny Richard W. Held, który w latach 70. brał czynny udział w akcjach COINTELPRO. Dowodził m.in. dochodzeniem wymierzonym w komórkę Czarnych Panter z Los Angeles, podczas którego członkom organizacji grożono śmiercią, jak i podrabiano dokumenty mające na celu dyskredytację aktywistów.
W historii protestów organizowanych przez EF! znalazły się także przypadki śmiertelne. Na początku lat 90. zmienił się właściciel lasów Headwaters w północnej Kalifornii. Teren wykupiła firma Pacific Lumber Company, zajmująca się wyrębem drzew i prowadzeniem tartaków. By spłacić długi, szef przedsiębiorstwa, Charles Hurwitz, postanowił wyciąć dotąd nietknięte stare sekwoje. Na reakcję obrońców przyrody nie trzeba było długo czekać. Akcja protestacyjna, znana jako Redwood Summer, rozpoczęła się na dobre. Zdeterminowani aktywiści wspinali się na wysokie drzewa, w ten sposób uniemożliwiając drwalom ich ścięcie. Konflikt między ekologami a firmą rozciągnął się na kilka lat. We wrześniu 1998 roku w jednej z akcji protestacyjnych brał udział David „Gypsy” Chain. Kolejny raz próbowano zablokować wycinkę, lecz bezskutecznie. Drwale ścinali kolejne drzewa, gdy nagle jedno z nich, spadając, przygniotło Davida. Zmarł natychmiast w wyniku silnych urazów głowy. Pracownicy Pacific Lumber Co. twierdzili, że był to zwykły wypadek, gdyż nie byli nawet świadomi obecności aktywistów w tamtym miejscu. Co innego pokazało nagranie będące w rękach Earth First!. Okazało się, że całe zdarzenie nie było przypadkowe. Drwale tak ścinali drzewa, by te spadały wprost na ekologów. Dodatkowo, robotnicy musieli zdawać sobie sprawę z obecności działaczy, gdyż wywiązała się między nimi kłótnia. Na wspomnianym nagraniu uwiecznione zostało, jak Arlington Ammons, człowiek bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć Chaina, wykrzykuje w stronę aktywistów groźby i obelżywe słowa. Prokurator okręgowy postanowił nie wnosić oskarżenia przeciwko Ammonsowi, ponieważ jego zdaniem drwal nie zrobił niczego celowo. Co więcej, planował oskarżyć Earth First! o nieumyślne spowodowanie śmierci. Pozew cywilny przeciw firmie wniosła natomiast matka zmarłego, oskarżając przedsiębiorstwo o nieprzemyślane działanie i spowodowanie śmierci jej syna. Ponadto Kalifornijski Departament Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej zarzucił Pacific Lumber Co. co najmniej 250 naruszeń prawnych, w wyniku czego przedsiębiorstwo straciło licencję na wyręb, a następnie zbankrutowało.
Były także przypadki, kiedy to sami aktywiści narażali się na niebezpieczeństwo. Stosowana przez nich technika blokady poprzez wspięcie się i siedzenie na drzewie nieraz zakończyła się tragedią. W 2001 roku 20-letnia członkini ruchu, Jenna Griffith, spadła z drzewa i doznała poważnych obrażeń głowy. W kwietniu 2002 roku Beth O’Brien z Portland zmarła po upadku z dużej wysokości w lesie Mount Hood. Podobny los spotkał 23-letniego Roberta Bryana w październiku 2003 w jednym z lasów Kalifornii. Przypadki te doprowadziły do częściowego odejścia od stosowania tej metody protestu. Nie oznacza to jednak, że brakowało śmiałków do wspinania się na drzewa. 18 grudnia 1999 roku zakończyła się okupacja tysiącletniej sekwoi przez Julię „Butterfly” Hill, która spędziła na wysokości 738 dni. Z dołu wspierali ją pozostali aktywiści. Dzięki temu udało się wynegocjować trzyakrową strefę buforową.
Całe lata 90. aż do dwutysięcznych upłynęły aktywistom na ciągłych blokadach planowanych wyrębów lasów, głównie w północnej Kalifornii, Oregonie i Arizonie. Firmy drzewne zazwyczaj od razu wzywały policję, która nie przebierała w środkach. Przykutych łańcuchami do pni traktowano gazem pieprzowym, podduszano, wykorzystywano psy policyjne, grożono bronią. Wspinanie się na konary bądź przywiązywanie się do nich było najpopularniejszą formą bezprzemocowego protestu. Ci, którzy czuli, że to za mało i byli zdecydowani przeprowadzać akcje bezpośrednie oparte na sabotażu i niszczeniu mienia, przechodzili do świeżo uformowanego Earth Liberation Front – jeszcze bardziej radykalnego ugrupowania, które dopuszczało się m.in. licznych podpaleń. Nawiązano też silniejszą współpracę z Animal Liberation Front po tym, jak do ekipy Earth First! Journal dołączył Rod Coronado, wywodzący się z ruchu wyzwolenia zwierząt. W 1995 roku trafił do więzienia za podpalenie budynku Uniwersytetu Stanowego Michigan, gdzie przeprowadzano testy na zwierzętach. Zniszczenia wyceniono na ok. 125 tys. dolarów. Utracono przy tym rezultaty badań trwających od 32 lat. Akcja była częścią większej operacji ALF pod nazwą „Operation Bite Back”.
Earth First! Dzisiaj
Pomimo faktu, że część „ojców założycieli” EF! po latach powróciła do ekologicznego mainstreamu, nawiązując współpracę z legalnymi organizacjami, EF! funkcjonuje do dziś. Podstawą działalności jest wydawanie EF! Journal i tym samym dalsze propagowanie idei głębokiej ekologii poprzez masę publikacji. Ruch dalej trzyma się zielonego anarchizmu, włączając w to walkę o prawa zwierząt, solidarność społeczną i ekofeminizm. Piętno, jakie EF! odcisnęło na ochronie przyrody, jest ogromne. Swym bezkompromisowym i agresywnym stanowiskiem sprawili, że wiele organizacji ekologicznych, dotychczas postrzeganych jako zbyt radykalne, a więc niewartych wysłuchania, nagle zyskało głos. Na tle sabotażystów w kominiarkach nie były one już takie groźne. Poważna dyskusja dotycząca stanu środowiska naturalnego w końcu przedarła się do mediów. Co więcej, rozsławiona metoda monkeywrenchingu była narzędziem w rękach tysięcy aktywistów, co doprowadziło do wielomilionowych strat po stronie wszelkiej maści przedsiębiorstw przekształcających dzikie tereny. Jak mówił sam Foreman, „jeśli perspektywa zysku przyciąga przemysł na dzikie tereny, spadek zysku w wyniku zniszczenia sprzętu, opóźnień produkcji i wzrostu kosztów ochrony wypędzi ich”. Akty sabotażu zdarzają się do dziś, autonomiczne komórki ruchu można spotkać na całym świecie. Gdy EF! bardziej skupiło się na publikacji materiałów i obywatelskim nieposłuszeństwie, przeprowadzanie akcji bezpośrednich przejęło Earth Liberation Front. Do tego współpraca z ALF dała mnóstwo akcji pod wspólnym szyldem, ratując zwierzęta i dzikie ekosystemy. Earth First! stało się wzorem do naśladowania dla większości radykalnych grup ekologicznych, poczynając od modelu budowania struktur po nowe metody protestu, jak przywiązywanie się do drzew, wspinanie się na nie lub przebijanie ich gwoździami. Earth First! wypuściło w świat wyraźny komunikat – „Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi”. I tak jest do dziś.
~Mn
(#3, wiosna 2016)