SIKSA
Obok twórczości Siksy nie sposób przejść obojętnie. Zdążyła już przylgnąć do nich łatka pt. „albo ich kochasz, albo nienawidzisz”. Czy tak jest w rzeczywistości, każdy musi sprawdzić na własną rękę. Nie można im jednak odmówić solidnej porcji wartościowego przekazu, jaki ładują we wszystko, co robią. A to oznacza jedno – mają dużo do powiedzenia. I właśnie na tym, według mnie, punk stoi. Ten niecodzienny duet jest coraz bardziej rozchwytywany i zapraszany w najróżniejsze miejsca (zaliczyli ostatnio nawet wypad do Czech), miałem więc małą obawę, czy uda mi się ich odpytać z tego i owego. Całe szczęście wszystko wypaliło, a efekt poniżej. Sami się przekonajcie, czy jest się o co tak oburzać! ~Mn
Hej! Miło mi powitać was na łamach naszego zina! Nie wiem, czy jest w tym kraju jeszcze jakiś scenowiec, który nie słyszał o Siksie. Jednak na wszelki wypadek poproszę o przedstawienie się.
SIKSA: Nazywam się SIKSA, bo za miliony SIKS kocham i cierpię katusze. Nie wiem, czy wiesz, ale jest nas milion*.
*Przerobiony fragment Wielkiej Improwizacji Konrada z III cz. „Dziadów” Adama Mickiewicza. Siksa w tzw. „krajach izraelskich”, czyli państwach, w których religią jest islam i większości społeczeństwa polskiego kojarzą się wyłącznie z terroryzmem i „ciapatymi”, SIKSA oznacza TORTURĘ. W jidysz stosowane na określenie młodej, przeważnie atrakcyjnej kobiety nie-Żydówki. Jest określeniem o raczej pejoratywnym wydźwięku. Analogicznie – dla nieżydowskiej dziewczynki określenie w języku jidysz to "szikselba", które jednocześnie oznacza "kurwa". Inne żydowskie określenia na nie-Żydówkę to nachrija i goja. Wśród ortodoksyjnych Żydów termin używany jest także na określenie młodej Żydówki nieprzestrzegającej żydowskich nakazów religijnych. Połącz znaczenie SIKSY w jidysz + torturę i wyobraź sobie, że nie jestem żadnym kosmicznym tworem, a jedynie laską, którą uznaje się co chwilę za: nie-punkówę, nie-piosenkarkę, nie-umiejącą śpiewać, nie-umiejącą nagrać się, nie-seksualną, nie-do-wyruchania, generalnie NIE. Ja sobie nie wymyśliłam siebie z kosmosu. Ja jestem tym, co przeżyłam ja sama i osoby z mojego bliskiego otoczenia i, jak się okazuje, inne dziewczyny. Tak, torturuję siebie i innych, mszczę się, jestem jak Uma z „Kill Billa”. Taką sobie wymyśliłam terapię. Terapię, która działa też na innych, w szczególności dziewczyny. Wiem, że niektórym to pomaga, bo dostaję tego wyraźne sygnały czy po prostu wiadomości. W dodatku uważam, że każdy ma swoją SIKSĘ. Jedni mają hardcore, w którym się wyżywają, inni mają antyfaszyzm, jeszcze inni walczą o prawa zwierząt – każdy robi to także dla siebie. I to wszystko powinno nas łączyć, a nie dzielić. A SIKSA wie, że bywa, kurwa, inaczej.
Punk sam w sobie stawia na prostotę brzmienia. Wy ze swoim minimalizmem poszliście o krok dalej. To celowy zabieg czy tak po prostu wyszło? Co ciekawe, podkreślacie, że słuchanie muzyki wcale nie musi być przyjemne, tłumacząc też w ten sposób formułę Siksy.
Buri: Unikałbym jednak określenia „tłumaczyć”, bo choć w słowie tym zawarte są dobre intencje (edukacyjne), to w naszym kontekście może sugerować jakąś abstrakcyjną winę, z której musielibyśmy się rozliczać. Wolałbym słowo „przybliżamy”, chociaż naprawdę jestem przekonany, że nie robimy nic na tyle trudnego, by nie zaufać ludziom, by nie postawić na intelekt i emocje tych, do których trafiamy. Ale wracając do tej prostoty i minimalizmu, to postawmy sprawę w innej perspektywie. Wszyscy, wszędzie i zawsze starają się być perfekcyjni, poukładani, atrakcyjni. Zabiegają o akceptację, uznanie, szacunek, chcą się podobać. Czy to w normalnym życiu, w obiegu społecznym czy na scenie punk/alternatywnej. Chcą, by ich komunikaty były zaakceptowane, co doda im prestiżu, spokoju, samozadowolenia, podniesie ich pozycje społeczną, niezależnie od tego, o jakich mikrospołecznościach gadamy. Okej, to normalne ludzkie pragnienia pozwalające bezpiecznie funkcjonować i iść przez życie. Ale każdy napotyka na swojej drodze tyle negatywnych bodźców, złych ludzi, spotyka go tyle potknięć, popełnia tyle błędów, że nie może tego zignorować. Może to zatuszować, wyprzeć, ale nie może tego pominąć, bo buduje go to w takim samym stopniu co spokój wynikający z akceptacji w grupie. SIKSA jest zbudowana z tego wszystkiego, na czym nie buduje się spokojnych relacji społecznych, to „estetyka błędu, pomyłki i porażki”. Nie chcemy się podobać, mamy dosyć spełniania norm, których ktoś zawsze od nas wymagał (swoją drogą – odwieczne pytanie: czym jest norma?). Czy mówimy tu o relacjach rodzinnych, z innymi grupami, rolami społecznymi czy o aktualnych standardach na scenie hc/punk? Mamy dosyć tego, że kawałki muszą trwać tyle a tyle, że musimy używać tyle a tyle sprzętu, mieć tylu a tylu muzyków, nie przekraczać granic między koncertem punkowym a sztuką, teatrem, literaturą, nie grać „nie-dla-punków”, tam czy tu. Co jaśniej komunikuje nasze intencje od tego, że nie chcemy grać według reguł sceny niż to, że mamy pół sekcji rytmicznej odrzucającej intencje solowe i drąca się, „irytującą laskę” z potokiem słów? Dzięki temu, że to tylko bas i wokal, to ludzi odrzucamy i fascynujemy zarazem, działamy trochę jak efekt obcości w teatrze Brechta, a z drugiej strony wciągamy, zaciekawiamy. Bas, głos, minimalistyczny spektakl. To wszystko tylko środki, czasami punki spędzają nad rozgryzieniem tego połączenia zbyt dużo swojego czasu. Muzyka? Tu muzyka w banalnym rozumieniu się kończy, a przynajmniej taka do „potupania nóżką”, bo z takiej muzyki nic nie wynika, a koncerty hc/punk nic nie wnoszą. Chyba że wydarzenie jest benefitem. Sama muzyka nie robi już nic. „More than music”? Wolne żarty.
Nie wiem, jak na świecie, ale na polskiej scenie stanowicie prawdziwy ewenement. Czyżbyście odkryli sposób na to, by punk znów szokował i powodował skrajne emocje?
Buri: Nic nie odkryliśmy, w naszej perspektywie nie robimy nic szczególnie nowego czy szokującego. Nie planowaliśmy, by SIKSA wyglądała właśnie tak, jak wygląda, ze szczególną premedytacją. To raczej luźna ewolucja tego, co w nas siedziało i wydarzyło się ot tak, po prostu. Bo jeśli będziemy na przykład brnąć w ten wątek, że Siksa ożeniła punk z performansem, to często narazimy się na śmieszność, bo „performans” to określenie w ogólnej świadomości narażone na „bekę”, kojarzone z „niezrozumiałym komunikatem” lub, mówiąc kolokwialnie, „artystycznym gównem”. Ja osobiście rozumiem performance słowami „being > doing > showing doing” i dzięki temu powrócimy do jednego z moich ulubionych określeń, że Siksa jest FAKTEM. A oznacza to, że po prostu pojawiamy się, jesteśmy, będziemy i trzeba sobie z tym poradzić. Nie ma tu znaczenia, czy się ten nasz punk zaakceptuje, czy odrzuci, my po prostu „trwamy, trwamy, trwamy”, jak zapodaje Robert Piernikowski, i to samo w sobie jest „skandalonem”. Chcemy i będziemy nazywać to punkiem, bo w XX-wiecznym komunikacie to punk był dla nas potencjalnie wygodniejszym punktem odniesienia niż dadaizm czy akcjonizm w sztuce. Naprawdę myśleliśmy i myślimy nadal, że aby przeprowadzić atak w taki sposób, jak my to robimy, to trzeba nazwać to punkiem. Jak pokazuje reakcja niektórych punx, być może się myliliśmy, ale jeśli to prawda, to my sobie jako punki ten punk weźmiemy i zrobimy z nim to, do czego w naszym mniemaniu został przeznaczony. Do burzenia drobnomieszczańskich przyzwyczajeń, wybijania ludzi ze „strefy komfortu”. Nawet jeśli to nie jest kwestia tekstu, a naszej „formalnej nieporadności”, której nie można oddzielić od słów Alex, treści i ściśle łączy się z całym przekazem. A tam za granicą, gdzie graliśmy, spotykamy się o dziwo z większą akceptacją niż w Polsce. Potrafisz sobie wyobrazić, że na przykład w Rosji i na Białorusi ludzie dochodzą do wniosku, że Siksa tak naprawdę to nowa wersja rapu? Że punki z Czech pierwsze, co mówią po koncercie, to to, że to jest „slam poetry”, a nie, że powinniśmy mieć perkusję i ubrać to w muzykę, aby dało się tego słuchać, bo „muzycznie to jest gówno”, jak w Polsce? To w dużej mierze publiczność też tworzy Siksę, bo przez to, że mamy tylko bas i kobiecy głos, jest tu mnóstwo pustych pól do wypełnienia. W Polsce postanowiono wypełnić je często oburzeniem, kpiną, agresją. To nie my szokujemy i wprowadzamy skrajne emocje. To kontekst polskiego piekiełka to robi.
Występowaliście już w najróżniejszych miejscach, nie tylko tych związanych ze środowiskiem alternatywnym. Jak byliście odbierani?
Alex: Na Instagramie SIKSY znajdziecie filmik, w którym jakaś dziewczyna jedzie mi, że używam zbyt wielu przekleństw. Jej mama powiedziała, że to jest język bagna. To było na spotkaniu z nami zaraz po naszym występie podczas festiwalu teatralnego. Szkoda, że dziewczyna zamiast jechać mi o przekleństwa, nie zauważyła, że ja nie używam ich bez sensu. Taką postacią jest SIKSA. Jest nastolatką, która przeklina. Ja taka byłam, zanim zjawił się ktoś, kto postanowił utemperować mój charakter. Do teraz nie mogę się po tym otrząsnąć, więc nikt mi już nie będzie mówił, jak mam mówić, co mam mówić, bo ja biorę odpowiedzialność za swoje słowa, bo są moje, historie są moje lub są to historie z mojego najbliższego otoczenia. Nic nie zmyślam, czasami dodaję alternatywne historie moim postaciom, bo na przykład chciałabym napisać tekst, w którym uśmiercam swojego byłego, a tak naprawdę przecież tego nie zrobię. Używam sztuki jako zemsty. Wiem, że jeśli gram w tak różnych miejscach, niemożliwym jest, by on się nie dowiedział, co ja właśnie robię. Niech wie. Niech widzi, że jestem wszystkim, co on chciał we mnie zabić. I wiem, że kiedyś go spotkam na publiczności. Przy okazji SIKSY, przy okazji moich/naszych innych projektów. I wtedy nie ucieknie mi tak, jak ja nie mogłam uciec od niego. Ktoś w tym momencie, nawet wiem kto, czyta to i myśli, że przecież nie odpowiadam na pytanie i że to są jakieś problemy nastolatek, o których nie chce słuchać, bo jest chyba na to za stary – życzę ci, kurwa, żebyś w takim razie nigdy nie miał córki, bo nie jesteś na to przygotowany totalnie, mimo że jesteś punx i obracasz się wśród feministek. Życzę tobie, żeby twoja córka nie była zgwałcona, żeby nie była nazwana kurwą, żeby ktoś nie mówił do niej w sposób, który wymusza na niej robienie rzeczy, o których myślała, że nigdy nie będzie musiała ich robić. Życzę tobie tego, bo jak ktoś kiedyś upokorzy twoją córkę, to z takim podejściem nawet nie będziesz o tym wiedział. SEKSIZM to nie koleś z tatuażem 88 na karku, którego identyfikujesz na ulicy i któremu automatycznie możesz przyjebać. SEKSIZM nie ma ubrania, tatuażu, rurek, kolekcji winyli, amstafa, bluzy NIKE; SEKSIZM ma to wszystko jednocześnie. Gram i będę grać zatem wszędzie, gdzie jesteśmy potrzebni, a jesteśmy potrzebni wszędzie. Zagramy w SOPOCIE, gdzie obok Nergala stoi Tomek Makowiecki, a jakiś koleś próbuje mnie upokorzyć, przekrzyczeć, uderzyć. I nikt na to nie reaguje, bo przecież powoli stajemy się jak walka między kogutami/psami/popkiem i hardkorowym koksu. Fajnie jest patrzeć, nie? SIKSA to nie jest projekt. To długofalowa terapia, to performans, to punk – wszystko to jest DZIAŁANIE, znajdowanie się w sytuacjach komfortowych i mało komfortowych. Każdy koncert pozostawia we mnie coś innego. Gdybym pisała książki, jak inni mi polecają, żebym się wreszcie, kurwa, zamknęła, to co ja bym wiedziała o społeczeństwie? Jaki miałabym feedback? Gdybym chciała pisać książki, to bym to robiła, ale ja jestem performerką, czyli osobą, która każdy swój występ traktuje jak spotkanie się z tym konkretnym człowiekiem, z tą konkretną publicznością i pozostawiam SIKSIE pole na spontaniczność – publiczności też. Czy jest to nieco zdziwiony harcerz-patriota z Trzemeszna (ok. 5 tys. mieszkańców), czy jest to publiczność w galerii sztuki i kuratorzy-celebryci oraz artyści, którzy chcą nas pozywać o zniesławienie, czy gdy gram dla tzw. przekonanych, czyli PUNX. Jesteśmy właśnie po koncercie w Poznaniu. Ludzie mnie tam po prostu szanowali, dawno nie miałam na scenie takiego komfortu, który zdarza się rzadko. Często wychodząc na scenę, czuję, że muszę coś udowodnić. Nieprzekonanym, przekonanym, panu kuratorowi, tej lasce, co w sumie nie nazwie się feministką, bo to obniży jej atrakcyjność, temu gościowi, co widział nagrania na YouTube, a wiara mu mówiła, że na żywo jest lepiej. Walczę z tym uczuciem podczas koncertu. Ludzie po koncertach często płaczą, mówią, że mają ciarki i że nigdy nie widzieli niczego podobnego. Dzięki SIKSIE dostaję ciągle nowe propozycje i wyzwania, poznałam mnóstwo przyjaciół. Tak chyba się dzieje, gdy dajesz ludziom dobro – wraca do ciebie. A mina tego kolesia na koncercie w Warszawie, co wychodzi po pierwszym utworze, bo jego perkusyjny słuch nie może znieść prócz SIKSY jeszcze np. genialnego SLEAFORD MODS...? No cóż, tacy chłopcy pozostaną dla mnie milczeniem. To są chłopcy, którzy jakby w społeczeństwie kobietom odebrano wszelkie prawa (jak w serialu „Handsmaid’s Tale” – nie polecam, bo jest zbyt mocny, ale sygnalizuję jego istnienie), to naprawdę nie jestem pewna, po której stronie by stanęli lub czy cokolwiek by zrobili w tej sytuacji. To są chłopcy, którym nie ufam, których potrafię wyczuć w tłumie. To są chłopcy, którym skoro przeszkadza krzycząca laska, która śpiewa o swoich bólach i prawach, to może także przeszkadzają im także krzyczące podczas Czarnego Protestu kobiety? No bo czym się SIKSA różni od tej manifestacji, na którą wychodzisz i niby bronisz praw kobiet? Tam też tobie przeszkadza nagłośnienie, nastrojenie, wokal, sposób podawania tekstu? Też przychodzisz do domu i piszesz, że na demonstracji przeciwko nowej ustawie tego jebanego rządu laska, co krzyczała, to chujowo krzyczała i miała słaby tekst przemówienia, a i bity… bity, które puszczały, też chujowe i generalnie szyny też były złe. Czy ja muszę pisać o tym milionie reakcji? Przyjdź i zobacz jaką ty jesteś reakcją, otwórz się na SIKSĘ – jestem pewna, że znajdziesz coś dla siebie.
Szykujecie coś specjalnego na OFF Festival? Jak tam facebookowa grupa bojkotująca wasz występ? (śmiech)
Buri: To miłe, że OFF Festival zaprosił nas na tegoroczną edycję, bo rozumiem tę imprezę jako poszukującą i chcącą być „o krok do przodu”. Jednak nie faworyzowałbym szczególnie tego koncertu w taki sposób, że oto stoi przed nami wyzwanie pokazania czegoś niesamowitego. Siksa to nie wyścigi i każdy koncert jest dla nas „specjalny”, zarówno ten na dużym festiwalu, jak i taki DIY w małym miejscu jak np. w Gorlicach czy Sochaczewie. Osobiście też nie lubię dużych festiwali, czuję się na nich niekomfortowo. No, chyba że tym czymś specjalnym ma być premiera naszego splitu z Alles wydanym na 7’’ winylu. Wtedy ta EP-ka będzie miała premierę. „Newspeak” się nazywa, wydaje Antena Krzyku. Po jednym numerze na stronie. A grupa bojkotująca? Chyba spadła z rowerka, nie wiem, nie było to nic interesującego.
Alex: Jo tej, cover BEKSY.
Co ciekawe, wśród samych punków jesteście dość kontrowersyjni. Nagle okazało się, że i u nas występuje mentalny, konserwatywny beton?
Buri: Scena alternatywna/punk jest tak naprawdę mniejszym, ale lustrzanym odzwierciedleniem ogólnych stosunków społecznych, tego świata „oficjalnego”. Ile punków, tyle poglądów, nie musisz przecież spełniać szeregu wszystkich zasad, by w tej scenie być (mimo tego, co twierdzą niektórzy). Być może łączy nas antyfaszyzm, ale np. weganizm już dzieli. A taki seksizm? Może być potępiony w oficjalnym dyskursie, ale nadal komunikujemy się ze sobą przemocowo i tak dalej, i tak dalej. To, że od czasu do czasu wybucha szambo na naszych koncertach lub przy okazji wzmianek o nas w Internecie, nie tyle ma źródło w tym, że na scenie zakamuflowała się jakaś wielka grupa konserwatywna, „ukryta opcja antylewacka” czy coś takiego. To zawsze było i zawsze będzie i nie to jest źródłem problemu. Źródłem „problemu z Siksą” jest to, że scena okrzepła. Że zrobiła się bezpieczną, mydlaną bańką. „Nasz trud jest skończon” można by zakrzyknąć i opaść na fotel, bo oto po latach trudu odkryliśmy, jak niepokojeni powinniśmy się poruszać. Jak się komunikować. Jak nie wchodzić w niebezpieczny dialog z czymś nam wrogim. Scena punk to tak naprawdę scena muzyczna, bez pretensji do wchodzenia w relacje z „prawdziwym życiem”. To nadal „najlepszy z możliwych światów”, ale zamknął się w bańce komunikacji koncertowej, płytowej, festiwalowej, to obrót informacji muzycznych i muzyków. Tego wszystkiego mogłoby nie być i nikt by nawet tego nie zauważył. Punki nas nie akceptują, bo nie poruszamy się po szlaku. Siksa „flirtuje” z prawdziwym życiem, czy się to komuś podoba, czy nie, czasem agresywnie czasem dowcipnie, swoją nieporadną, ale konsekwentną formą zwraca uwagę na faktyczne, poważne problemy. Pojawia się i jest. Jest – ponownie – FAKTEM. I zakłóca, i mąci. Przyciąga uwagę, a nie ją rozprasza. Siksa nie jest zjawiskiem estetycznym, tak, jak jest nim kolejna dobrze nagrana płyta d-beatowa, crustowa, hardcore’owa, która to kolejna płyta zbliża scenę punk do gnuśności i jałowości sceny metalowej. Mój ulubiony tekst, który można wyczytać albo usłyszeć o Siksie od scenersów, to nie „gówno, wypierdalać”, ale „nie podoba mi się to, ale fajnie, że na scenie jest miejsce i dla takich projektów”. I w niniejszym miejscu chciałbym podziękować kolegom (bo to głównie koledzy, mężczyźni debatują o punk rocku), że mimo takiej potwarzy jak „niepodobanie się” POZAWALAJĄ nam na tej scenie być. Cóż za kamień z serca, że zdepersonalizowana abstrakcyjna „scena” ZNAJDUJE MIEJSCE dla takich biednych żuczków jak my. Ale tak naprawdę miejsca tego nikt nam nigdy nie dał. Siksa sama je sobie wzięła. I co jeszcze jest istotne: nie biadolę na hermetyczność i zamknięcie sceny dlatego, że mam poczucie krzywdy związane z Siksą, bo wydaje mi się, że mimo wszystko Siksa nieźle hula. Obwiniam ten stan rzeczy za to, że odrzuca innych, ludzi młodych i poszukujących. Dla nich ten zakazany owoc nie jest dostępny, więc wybierają akceptację w grupach, gdzie zyskają szybki i łatwy poklask za koszulkę z nadrukiem patriotycznym i wychwalanie żołnierzy wyklętych. I to jest prawdziwy dramat (polityczny!, społeczny!), i to powinno być przedmiotem kontrowersji, a nie Siksa.
No to czas wsadzić kij w mrowisko. Jak to jest z seksizmem na naszej scenie? Ostatnio czytałem wywiad na ten temat m.in. z Niką, z którego wynika, że w dalszym ciągu nie jest wcale tak różowo. Jakieś własne doświadczenia?
Alex: Chyba pod filmikiem z UCP jakaś dziewczyna napisała, że gdybym była gruba i brzydka, to nikt by mnie nie chciał słuchać. Miło? Chujowo. Jesteśmy oceniane za wszystko, jak jesteśmy za ładne, za brzydkie, za grube, za chude. Ja nie będę przepraszać za to, kim jestem. To, jak wyglądam jako SIKSA, to karykaturalny koszmar tzw. BEAUTY. Po prostu moje ciało jest moim narzędziem pracy, bo SIKSA to jest nasza praca, z której się nie utrzymujemy, ale to jest nasza praca i koniec kropka. Moje ciało to moje narzędzie. Robię z nim to, co jest mi potrzebne. Mam jego pełną świadomość, czasem z nim walczę, czasem je w pełni akceptuję. Jestem performerką, podkreślam to kolejny raz, bo to bardzo ważne. Gdy niedługo będę miała zmarszczki, może schudnę, może przytyję, może zmieni mi się bardziej głos, policzki zapadną, a oczy zrobią się trochę mniejsze – nie będzie SIKSY. Zamienię kostium superbohaterki na inny. Takie komentarze, jak ten wyżej, są bardzo niesprawiedliwe. Ja nie do końca też potrafię powiedzieć, kto jest brzydki, bo ja się zakochuję strasznie w ludziach i gdybym miała teraz powiedzieć, kto jest brzydki, no to ci ludzie, w których nie jestem zakochana, czyli narodowcy i patriotki na przykład. Chociaż te patriotki, co są na zdjęciach z różnych marszów, to podobno ładne i ocieplają ich wizerunek. Ja raczej wykrzywiam wizerunek ładnej laski. Jak już będę wyglądać inaczej, jak już punki przestaną się we mnie kochać tylko i wyłącznie za mój wygląd, no to zacznę robić coś ze swoją brzydotą. W teatrze nie ma tylko pięknych aktorek. Obronić mogę siebie tylko swoim talentem, którego jestem świadoma. Może łatwiej jest udowodnić ładnemu chłopakowi, że jest dobrym perkusistą, niż ładnej dziewczynie, że jest wspaniałą performerką, ale taki jest mój zawód, takie jest moje serce, taka jestem. Jestem po koncertach podrywana tylko dlatego, że moje teksty są o seksie. I chuj, że otwarcie mówię, że nie lubię uprawiać seksu, chuj. Ważne, że jeden z drugim usłyszał to słowo w moich ustach i muszę wysłuchiwać tych tanich flirtów albo znosić te najebane komentarze na punkcie tego, że jestem OSTRA… mmmmm, ale ostra, ciekawe jaka jest w łóżku, wiesz, o co chodzi?
- „Zawsze jesteś taka ostra?”
- Nie, kurwa. Tylko jak stoję tu przed tobą i słucham tych bzdur.
- „O, kurwa. Czemu jesteś taka niemiła? Taka śliczna, a taka niemiła” (Gorlice 2017)
- Koleżanka SIKSA jak ma na imię?
- Alex
- Alex????? To jest męskie imię! Aleksandra? OLA! OLKA, słuchaj…
- Nie, nie jestem Ola, jestem ALEX.
- Ola, miałem kiedyś dziewczynę o imieniu Ola – też miała swoje zdanie i pewnie dlatego już nie jesteśmy razem, a ty to się chyba umiesz bawić, nie? (podsuwa mi piwo).
- Nie piję.
- Nie pijesz?!!!! To ty tak na trzeźwo?? O, KURWAAA, nieźleeee, czemu nie pijesz?
- Bo nie lubiłam siebie po alkoholu, bo po alkoholu się kłamie i oszukuje.
- Co ty pierdolisz, kurwa? Ja myślałem, że sobie pogadamy normalnie, a ty taka spięta. Nie wyglądasz na taką spiętą na scenie.
Odchodzę, patrząc mu prosto w oczy, on nie wie, o co mi chodzi, a ja nie mam siły mu tłumaczyć ,dlaczego jego język to język przemocowy (Ada Puławska, 2016).
A tak w ogóle, to o jakiej scenie my mówimy? Bo ja mam wielu przyjaciół i chciałabym, żeby moi przyjaciele byli też twoimi przyjaciółmi, ale tak mnie teraz natchnęło, że nie ma żadnej sceny. Czy mówiąc scena, masz na myśli te zespoły, które jeżdżą na te wszystkie pikniki punkowe, grają na skłotach? Przecież oni tylko wzajemnie udają, że się lubią. Wszyscy siebie obgadują, to jest ta scena? To ta scena, na której ja muszę co miesiąc mniej więcej udowadniać, że jestem PUNK? To ta scena, na której niektórzy akustycy mają w dupie to, jak im tłumaczymy, że nagłośnienie tego jest proste – wokal i bas, z czego najważniejszy jest sam tekst, a on nas nagłaśnia, jakby miał do czynienia z wybrakowanym CRUSTEM po trzech aborcjach? Jak mu pokazuję, że wokal „w górę”, to on się na mnie patrzy jak na idiotkę? To ta sama scena, na której jest seksizm, jak wszędzie? Bo jeśli mówimy o tej scenie, to jest to pytanie tendencyjne, które próbuje nas postawić w sytuacji, w której każdy chce nas widzieć: SIKSA AGAINST PUNX. Ja kocham moich przyjaciół PUNX, kocham PUNX we mnie. Nie chcę po raz kolejny mówić o tym, że nie znoszę punkopolo, że nie znoszę tej obłudy, że koleś, który chodzi na te wszystkie marsze, mi pisze na FB prywatne wiadomości, w których chce mnie poderwać. Ale tak jest wszędzie. Ostatnio taki jeden wzięty perkusista, ale ze sceny jazzowej, mi zaproponował współpracę. Powiedział, że zrobi mi bit ze swoim kumplem. Zgodziłam się. Nagrałam u Jędrasa tekst pod ten bit i byłam szczęśliwa. Jak się okazało, koleś strasznie kręcił, tak żeby się ze mną spotkać po raz kolejny i żeby współpracować ze mną na różnych polach… jego sypialni. Byłam załamana, jak to wszystko się ukazało. Napisałam wtedy do mojego przyjaciela, brata, Kostji. Kostja zrobił mi zajebisty bit – jutro jadę do Jędrasa i zajebiście nagramy wokal, i pewnie jakoś, jak ten wywiad się ukaże, to już będzie gdzieś w necie mój studyjny hip-hop. Jędras na przykład jest mega spoko. Nie krępowałam się przed nim. Nie musiałam nic udowadniać. Nie wpierdalał się w moje emocje. Nie przeszkadzały mu moje błędy. Jeśli miał uwagi, to tylko takie, które spowodują, że kawałek, który właśnie nagrywam, będzie mocniejszy. Nie ładniej nagrany, nie lepiej technicznie zapodany, nie! Po prostu ma być tam 100% mnie. I mam gdzieś, że to 100% mnie przeszkadza niektórym, że piszą gdzieś tam komentarze, że jestem narcyzem tylko dlatego, że tydzień wcześniej na koncercie odmówiłam jemu pójścia na zajebistą domówkę jego kolegi, na której możemy pobyć sami. Zawsze z odmawianiem próbuję radzić sobie sama. Raczej nie mówię, że Buri jest moim chłopakiem, tylko po prostu odmawiam stanowczo. Większość ludzi myśli, że Buri nie jest moim chłopakiem. Niektórzy uważają, że jest gejem, bo jest chudy. Czy to też jest seksizm? Tak. To także jest wykluczenie ze względu na wygląd. To patrzenie na drugą osobę tylko poprzez pryzmat jego chudej lub grubej dupy. To obrażanie czyjejś tożsamości i kultury. Jebie mnie taka czy inna scena. Jeśli jakaś scena istnieje, to ja do niej nie należę. Seksizm jest wszędzie. I może dla niektórych oczywista, a dla niektórych wyzwalająca będzie myśl, że na tzw. naszej scenie jest seksizm, tak jak wszędzie – tylko niektórzy czasami na scenie udają, że są zaangażowanymi śpiewakami, a pod sklepem, jak siedzą w aucie i opierdalają browara, to komentują każdą siksę, która wchodzi do tego sklepu. I czym to się różni od okropnego zachowania w „EX NA PLAŻY”? Czasami przecież chłopaki, jak już pokrzyczą między kawałkami, których tekstów nikt nie rozumie, to se mogą najebkę małą zrobić i na te 5 minut być jak Damian z drugiego sezonu tego wyżej wspomnianego show – „Generalnie wszystkie są tu do pukania, nie?”, tak mówi Damian. Znasz jakiegoś Damiana?
Niestety spotkałem już paru takich Damianów. Jeden był nawet moim współlokatorem. Non stop gadał o seksie, a do obiadu puszczał sobie porno... Zainteresowało mnie zdjęcie z waszego występu w Sopocie, na którym pewien smutny pan w kurtce moro wygraża tobie, Alex, pięścią. Wspomniałaś już o tym zdarzeniu. Co tak bardzo go zdenerwowało? Jak sobie radzicie w tego typu sytuacjach?
Alex: To była trudna sytuacja i właściwie tutaj mogłabym zakończyć temat. Byliśmy wykończeni po tym koncercie. Zarówno ja, która stałam przed nim i nie mogłam się od niego opędzić przez prawie cały występ, jak i Buri, który był niby dalej od niego, ale wiem, że przeżył to bardzo, że znalazłam się w takiej sytuacji. Mamy jednak takie niepisane i niewypowiedziane w sumie umowy, że w takich sytuacjach ja radzę sobie sama – tzn. SIKSA sobie radzi sama. Nie da się wymyślić wcześniej, jak zareagujesz na taką sytuację, tak, jak nie jesteś w stanie sobie wymyślić teraz twojej reakcji na to, jak ktoś podejdzie do ciebie na ulicy i klepnie w tyłek/coś odpierdoli. Wyobraź sobie sytuację, w której czułeś się upokorzony/upokorzona. Pierwsza taka sytuacja, która mi przychodzi na myśl, to jak kiedyś miałam chyba ze 12 lat i jechałam autobusem do szkoły. Było dużo ludzi. I poczułam, że ktoś mi próbuje wcisnąć palec w moje pośladki i za chwilę dotyka bardzo mocno przez spodnie mojej cipki. Bardzo się tego przestraszyłam, obejrzałam się ledwo, bo ścisk zupełny, a koleś, który to robił, nawet na mnie nie patrzył. Nie umiałam zareagować, wstydziłam się, że ktoś to zobaczy, nie chciałam, żeby to wyszło na jaw przy pełnym autobusie. Sto myśli na sekundę – co się stanie, jak mój tata się o tym dowie? Wyobraź sobie taką sytuację. Nic się nie zmieniło. Cały czas, jak ktoś mi wlatuje na scenę, to czuję się tak, jak wtedy w tym autobusie. Czuję się… nie będę wymieniać tych wszystkich sytuacji. Tylko teraz reaguję na wszystko. Nikt za mnie tego nigdy nie zrobi, ja muszę to robić sama. Na ulicy, na scenie, w pracy, nieważne, czy to teatr, czy galeria sztuki, klub czy skłot. Więc ja nie myślę – ja działam, performuję, bo o to chodzi w performansie tak w ogóle – o reakcję na to, co się właśnie teraz dzieje. Gdybym tego nie robiła, nie byłabym performerką. Ludzie to wiedzą, oni to czują, że ja się dam sprowokować i chcą mnie sprawdzić, w jaki sposób to zrobię. Słowo sprowokować zamień/zamieniam na ZADZIAŁAM, bo ja zawsze zadziałam. Siłuję się z uczuciem tego wstydu, lęku, zażenowania, wiem, że patrzy na mnie tak, jak w Sopocie jakaś setka czy więcej ludzi. Oni nie zareagują, bo niektórzy myślą, że ten koleś to jest od nas i specjalnie go wynajęliśmy. Punki się cieszą, że coś się dzieje. Dzieje się. I nie winię nikogo – ja i Buri od początku byliśmy gotowi, a raczej świadomi tego, że reakcje będą różne, często skrajne i zaakceptowaliśmy to, zgodziliśmy się na to. Temu akurat kolesiowi chodziło o to, że PUNKS NOT DEAD. Był agresywny, zamachiwał się, ale mnie nie uderzył. Ja weszłam z nim w jakiś taniec nienawiści, to był właściwie teatr to, co tam się odjebało. Podejrzewam, że na ulicy by mi wpierdolił. A może nie. Później super mi pasował do utworów różnych, więc powiedziałam publiczności po jakimś fajnym panczu: „te oszołomy wchodzą w mój show jak w masełko” – wszyscy się zaczęli śmiać i tym akcentem dałam jasno do zrozumienia, że poradziłam sobie z jego obecnością, przepracowałam ją i udowodniłam, że SIKSA jest lekiem na całe zło :) Mam pewne myśli też, ale nie wiem, czy to poruszać. Bo czasami, a po tym Sopocie to już szczególnie, czułam się jak małpa w zoo, jakby ludzie przyszli oglądać walkę psów, wiecie? To nie był wyzwalający koncert. To nie zawsze się udaje, chociaż do tego prowadzę siebie i widza – do wyzwolenia. No bo jeśli chodzi o ten Sopot, to ten koleś zaczął hajlować – ja, będąc na publiczności, zareagowałabym na to. W Sopocie zareagowały tylko laski. Ale to tylko potwierdza moją opinię publiczną, że tylko dziewczyny robią we współczesnym świecie rewolucję. PUNK IST TOT.
Jak przebić się z feministycznym przekazem w tak patriarchalnym kraju, jak Polska? Nawiasem mówiąc, zszokowała mnie opisana przez ciebie, Alex, sytuacja, która przytrafiła ci się ostatnio, tj. seksistowskie uwagi podczas jedzenia loda w miejscu publicznym. Nie ogarniam, jak trzeba być spierdolonym, żeby w ogóle zaczepiać obcych na ulicy, masakra...
Alex: No bo ty jesteś spoko ziomeczkiem. Na drugi dzień po tej sytuacji poszłam do lumpeksu, a tam w dziale męskich koszulek jedna koszulka z lodem i napisem coś w stylu
„poliż mojego osobistego loda”, w wolnym tłumaczeniu (śmiech), oraz druga koszulka z laską, która ubrana jest tylko w gorset, patrzy mi się w oczy i trzyma banana. I mimo że NATALIA LL (Natalia Lach-Lachowicz, polska wybitna artystka, konceptualistka) już dawno temu rozprawiła się z motywem banana i kobiety w popkulturze, to nadal jednak lody, lizaki, banany i laski je liżące (A co, kurwa, mam połykać w całości? A nie, to też by się kojarzyło!) jednoznacznie są celowo symbolem jakiegoś pornograficznego wyobrażenia o seksie. Mój były chłopak takie wyobrażenie o seksie i kobiecie miał. Ja nawet nie muszę długo szukać. Niedawno w pracy jadłam banana i siedziałam akurat w pokoju z kolegami w różnym wieku. Jak go wyjęłam z torby, to zapadła cisza, rozumiesz to? Zaczęłam go jeść, a jeden koleś mówi:
- „Aleksandro, ale ty jesz tego banana…”
Ostatnio robiłam transparenty z dzieciakami. Motyw był taki, że pokazywałam im archiwalne zdjęcia, na których, głównie na pochodach 1-majowych w PRL-u, ludzie różnie się wyrażali, bla bla bla, ale wy sobie wyobraźcie, że jesteście w tym samym mieście co ci ludzie sto lat później i miastem tym rządzicie wy – dzieci. Wyobraźcie sobie, czego może potrzebować – to było jedno z zadań. Jedna dziewczynka napisała: „CHCĘ LODZIARNI”. Przyszedł tatuś i powiedział:
- Ale, Julka, nie możesz tego napisać. Poczekaj, zaraz mama przyjdzie i ci coś wymyśli…
- A dlaczego? – pyta Julka.
- No nie, Julka, bo jak ktoś to zobaczy... nie, ty nie rozumiesz, nie pisz tego.
Wtedy się wtrąciłam, bo dziecko naprawdę nie rozumiało, dlaczego jej tata nie pozwala jej tego pisać, a ja wiedziałam, że on przerażony myśli, że lodziarnia kojarzy się społeczeństwie tylko z „robieniem lodów” i przeraził się, że jego córka jest lodziarą, kurwą, szmatą albo wkrótce się nią stanie, zaraz, jak to napisze. Więc zaczęłam tłumaczyć jej, że świetnie wykonała swoje zadanie i je rozumiem i może spróbuje wytłumaczyć swojemu tacie, o co chodzi, bo widocznie dawno nie był w lodziarni i zapomniał, jakie to jest potrzebne. Co ty. Nie było dyskusji. Nie, Julka, nie. Nie możesz. Oj, nie pytaj dlaczego – po prostu nie. Mam nadzieję, że kiedyś córka temu tatusiowi wywinie taki numer, że dostanie zawał i później paraliż, a ona go oleje i on będzie w bólu umierał.
Jestem bardzo często zaczepiana na ulicy, nie częściej niż inni ludzie pewnie. To z tymi lodami było straszne po prostu, ale trzeba było zareagować, musimy to robić. Nauczyła mnie tego Merve, turecka anarchistka, przyjaciółka Alpera, o którym śpiewam w ostatnim naszym secie. Merve jest zajebista! Merve reagowała takim teatrem na każdego gościa, który nawet pod nosem się uśmiechnął na jej widok – nie liczyła się z konsekwencjami, szła na całość. Ja też zawsze pójdę na całość, to nie jest głupota. Po prostu nikt nie będzie mnie obrażał i sugerował czegoś, jak jem loda, lizaka, banana, jak idę w krótkich spodenkach, jak widać mi sutki, jak po prostu idę. I zawsze namawiam, także poprzez Instagrama właśnie do REAKCJI. Bo jednak jestem laską z Wielkopolski i wiecie… Peja zasuwał na słowach, że najlepszą obroną jest atak, a ja to hip-hopowa dziewczyna mocno jestem. I to jest PUNK :*
A jak odbieracie kobiety, które sprzeciwiają się feminizmowi? Syndrom sztokholmski czy kompletne niezrozumienie idei?
Alex: Ja już wszystko na ten temat powiedziałam w utworze „AGREST”.
- Ale ja nie jestem feministką… Tylko patriotką. I jestem dumna z tego, że mam chłopaka myśliwego… ale ja nie jestem feministkąąąąąą.
- No nie, nie jesteś – TY GŁUPIA PIZDO.
Nie rozumiem, boli mnie to i wkurwia.
Szkoda, że wśród facetów dominuje tak wykrzywione i karykaturalne wyobrażenie o feminizmie. A przecież im też mógłby dać wiele dobrego, nie sądzicie? Chodzi mi w tym miejscu np. o walkę z obrazem stereotypowego „prawdziwego mężczyzny”, który wyklucza i poniża tych, którzy się w niego nie wpasowują.
Buri: Wiele czasu mi zajęło, by zrozumieć moją – jako mężczyzny – rolę w kulturze patriarchalnej. Sam nieświadomie (bądź świadomie!) powielałem wiele krzywdzących wzorców dotyczących męskości czy roli kobiety. Pewną samoświadomość dała mi dopiero edukacja uniwersytecka i lewicujące grono akademickie. Nie punk rock czy underground, co to, to nie. Bycie seksistą jest zaprogramowane w chłopcach i mężczyznach i należy edukacją dążyć do uzyskania wglądu w swoją własną sytuację. To bardzo długi proces i niełatwy. Feminizm nie jest prosty, bo to również konstrukt naukowy, niejednorodny, którego nie da się zamknąć w medialnej czy popularno-publicystycznej narracji, która wprowadza wiele uproszczeń, stereotypów i błędów. A klisze łatwo atakować. Rolą mężczyzny uświadomionego, feministy jest więc nie tyle wsparcie kobiet w walce o ich prawa, ale zagrabienie swojej przestrzeni, którą zajmował jako mężczyzna, i nadanie jej nowego znaczenia. To feministyczne. Bo walka kobiet jest również walką o prawa mężczyzn, a konstrukty płci kulturowej tak samo krzywdzą chłopców. Mężczyźni nie będą wolni tak długo, jak kobiety nie będą wolne, tudzież mężczyźni nie będą wolni tak długo, jak grupa „męska” będzie dla własnych interesów politycznych ciemiężyć kobiety. Bo „prawdziwy mężczyzna” to przede wszystkim konstrukt polityczny, ustanawiający relacje władzy.
Często, parodiując narodowców/dresów, dodajesz na koniec wypowiedzi ten ich charakterystyczny, tępy śmiech. Zastanawiałem się ostatnio nad tym i doszedłem do wniosku, że dobrze obrazuje to wszechobecną tendencję do robienia ze wszystkiego beki. Nie można się czymś przejąć, bo zaraz zostanie się oskarżonym o „ból dupy”. W ten sposób każda idea może zostać szybko obśmiana. Co o tym myślicie? Jak zwalczyć tak wielką ignorancję?
Alex: Nienawidzę. A jak jesteś laską, to ktoś tobie powie, że jesteś spięta i masz okres. Nie znoszę śmieszkowania, nie rozumiem trollowania. Jaś Kapela? Słaby komik, żaden stand-uper. Kuba Wojewódzki? Chuj. Mi się wydaję, że ja to łączę, ale to duża zasługa Buriego. Zawsze długo myślimy i rozmawiamy o tym, jak ułożyć nasze kawałki. Lubię rozśmieszać ludzi absurdalnymi zachowaniami „sebków”. Jednak po takim moim obśmiewaniu i udawaniu ich śmiechu zawsze jest moment dobijającej powagi. Ten nasz nowy set jest taki właśnie. Jest mniej BEKI z kogoś, a więcej zwrócenia się na SIKSY problemy nie poprzez BEKĘ, a poprzez właśnie taki upiorny nastrój w tekście, powagę. Mówię o śmierci swojego kolegi z Turcji w kontekście patriotów z wykopu i rapera Popka. Niektórym nie podoba się ta troszkę inna wersja SIKSY. Tęsknią za „sebkami”, agresivami, filipkami. Nie dziwię się im – to dobrze podane przez nas postaci, które każdy zna, a ja je wzięłam z najbliższego otoczenia, ludzie się z nimi związali, związali się z tamtą SIKSĄ. Jednak SIKSA to terapia, moja osobista, autorski pomysł na to, jak się podnieść po gwałtach, despotycznym ojcu, zdradach rodziców, upokarzaniu przez chłopaków, manipulacji psychicznej. Trzeba zwracać ludziom uwagę, że to, z czego łatwo się śmieszkuje, niektórych bardzo dotyka, bo śmieszkowanie i trollowanie zwykle dotyka jakiegoś konkretnego, poważnego problemu. Ludzie śmieją się z ostatniego filmiku „MARIUSZ WRACAJ DO DOMU”. Myśmy go ostatnio w Poznaniu zaimprowizowali po prostu, bo na próbach nie wiedziałam zupełnie, jak go podać, i stwierdziliśmy, że dajemy sobie spokój. Jednak zaraz po jednym z utworów weszłam w rolę tej kobiety i Buri jak zwykle bezbłędnie na to zareagował. I wydaje mi się, że pokazałam dramat tej kobiety, jej prawdziwe emocje, które przez lata jebał kościół, instytucja, mężczyzna, może tata, może mama. Dobrze, że w internecie pojawiają się komentarze poważne – każące zwrócić uwagę na prawdziwy problem, który się kryje pod tym psalmem – co ona musiała przejść, by do tego doprowadzić? Co ją tu doprowadziło? I moje osobiste pytanie – jaki chuj za tym stoi?
Tak więc – nie bójmy się na śmiechowe, bekowe, trollskie obrazy zareagować tak, jak trzeba – każdy na swój sposób. Presja środowiska towarzyszy nam od najmłodszych lat, ile jeszcze będziemy się bać tego, jak ktoś nas postrzega? Chyba starczy, co? Bądź jak SIKSA – przestań się jebać.
Oglądając wasze występy, miałem skojarzenia z terapeutyczną psychodramą. To dobry trop? Zdaje się, że w którymś wywiadzie wspominaliście o terapeutycznych właściwościach Siksy.
Alex: O WOW, dzięki jednorożku. W ogóle te pytania są super – przejrzałeś Instagramka siksuni, wiesz, o co chodzi, to jest mega miłe :* Tak, to jest terapia. Nie tylko moja i w nawiązaniu do moich wyżej przemyśleń – nie boję się do tego przyznać. Nie boję się, choć wiem, że wystawiam się w ten sposób na krytykę i pot, i łzy. Ponieważ ja się totalnie otwieram opisując swoje przeżycia i wkładając je w dość bezczelne usta SIKSY, to ludziom się wydaje, że ja se to zmyśliłam. Bo ludzie nie kumają tego, że wcielam się w postać, że nie jestem SIKSĄ w życiu prywatnym, bo SIKSA to superbohaterka, której kostium zakładam i wykrzykuję swój ból i ból innych. Dlatego ten jedyny komentarz jest w stanie coś na chwilę ze mną zrobić… wiesz który? Ten, w którym ktoś nam sugeruje, że to jest produkt. Lub że to jest nieszczere. Lub że to jest za mocno i przyćmiewam tym patosem problemy. Co, kurwa? Kim trzeba być, żeby potępiać laskę, która próbuje poradzić sobie z tym całym chujstwem? Aaaaa, no tak. Niech idzie na terapię, a nie się uzewnętrznia publicznie. Chodziłam, nie pomogło. Dlatego wymyśliłam swoją terapię, w której przepracowuję pewne problemy. SIKSA nie jest tylko moją terapią. Podchodzą do mnie dziewczyny. Piszą na Instagramie, czasami bezpośrednio na mojego FB. Nie chcę dokładnie o tym opowiadać, ale wiem, że to nie jest terapia tylko dla mnie, że to nie tylko mi pomaga. Nie wiem tylko, gdzie jest koniec, czy w ogóle musi być. SIKSA dała mi wiele. Nam dała wiele. Mam jakieś tam wyczucie do ludzi i jak tak myślę o SIKSIE, to wiem, że kiedyś po prostu odejdzie, porzuci raczej niż się pożegna, ale może się mylę.
A czy przedstawianie swoich adwersarzy (chociażby wspominanych dresów) w sposób mocno przerysowany i sięgający absurdu to nie pewna forma zemsty, na jaką możecie sobie pozwolić?
Alex: Ja się mszczę i jak miałam nie wiem ile… 14 lat to się jarałam „Kill Billem” i tam taki ten cytat był, że zemsta najlepiej smakuje na zimno – noooo…. :) A ty co tam, Buri? Mścisz się?
Buri: Nie nazwałbym tego zemstą. Po prostu uwypuklamy ich cechy, z których ci ludzie na co dzień są bardzo dumni. Może to przysługa?
Jak bardzo daliście się we znaki prawdziwym patriotom? Odzywali się jacyś oburzeni?
Buri: Czasem ktoś tam coś tam, ale… Nie, nie wiem, jak bardzo, mamy to w dupie, to nie my jesteśmy ich problemem, ale oni sami są swoim problemem i ich relacja ze światem, którą sami sobie stworzyli. Czasem mamy wrażenie, że to my jesteśmy patriotami. Bo walczymy za pomocą polskiego języka o nadanie mu nowych znaczeń w dobrej wierze. Być patriotą to być dobrym człowiekiem, działać na rzecz społeczności, a przecież SIKSA chce tylko dobrze. To chyba oczywiste!
Gdzie sięga granica, której nie będziecie w stanie przekroczyć, jeśli chodzi o teksty? A może nie warto zachowywać żadnego tabu?
Alex: Nie warto. NO BORDERS, NO LINES.
Znalazłem w necie info, że brałaś, Alex, udział w dyskusji „Czy literatura ma płeć?”. Za każdym razem, kiedy zaczyna się temat „literatury kobiecej”, pojawiają się głosy krytykujące całe to sformułowanie. Nie męczy cię, że w kółko trzeba powtarzać tak, wydawać by się mogło, oczywiste kwestie?
Alex: No tak, to straszne sformułowanie i ciągle trzeba to powtarzać, że ja się nie zgadzam z tym, żeby o mnie mówiono, że „literatura kobieca”. Na szczęście jest dużo świetnych autorek, które tym, co robią, udowadniają, że nie należą do tego gatunku, a czytelnicy boją się niektóre książki nazwać literaturą feministyczną, a przecież gdyby nie feministki, to byśmy teraz nawet nie mogły czytać, kształcić się i rozwijać – świadomość tego w społeczeństwie jest mała i dlatego, jak mam okazję i jestem wśród osób, które podejrzewam, że tego nie wiedzą, to opowiadam tą moją ulubioną, krótką historię feminizmu. Jak na przykład sekretarka w pewnym miejscu pracy mi kiedyś powiedziała, że „A niech se strajkują, głupie!”, jak był Czarny Protest, a później się dowiedziałam, że ona chce zacząć studia podyplomowe, to jej uświadomiłam, że to inne kobiety jej taką możliwość studiowania wywalczyły. Dlatego lubię być zapraszana na różne wydarzenia, w różnych kontekstach i miejscach i w różnej roli – trzeba głosić naszym dziewczęcym głosem rzeczy. Jak graliśmy w B90 i to był 8 marca, to jedna dziewczyna, która również występowała, ale nie chciała z nami rozmawiać ani się nawet na nas patrzeć, bo pewnie w stosunku do niej jesteśmy za małe fejmy, została zapytana przez dziennikarza: dlaczego 8 marca? Dlaczego akurat dzisiaj świętujemy Dzień Kobiet? No i dała taką odpowiedź, że zrobiłam się cała czerwona. Powiedziała, że w sumie nie wie (o to jej nie winię, bo nie wiem, czy to jest w podręcznikach do historii) i że to jest taki dzień, w którym można iść na zakupy na przykład i że to takie święto i można sobie na nie pozwolić i dodała zdecydowanym głosem, że to jest przypadkowa data. Tego wieczoru miałam mega gorączkę, nie chciałam nikomu udzielać odpowiedzi na pytania, a szczególnie tym dziennikarzom, co przyszli tylko podpuszczać wszystkich, beznadziejne przypadki. Nie wytrzymałam – zgodziłam się odpowiedzieć na jakieś tam pytanie, ale i tak zaczęłam wydobywać z mózgu daty i fakty z historii o tym, że kurwa to nie jest przypadek i wiąże się to z czymś, jak każda rocznica, twoje urodziny czy 11 listopada, tej. Po prostu nie chciałam, by jedynym materiałem gościa, który robi nagrania na imprezie feministycznej, była dziewczyna, która nie wie w sumie, czemu tu jest. To nie jest jej wina. Trzeba skończyć z historią.
Angażujecie się także w modę, ale nie jakąś tam zwyczajną, a „poljestrowo-ideologiczną”. Możecie przybliżyć ten projekt?
Alex: Tomasz Armada, Kacper Szalecki, Coco Kate, Sasa Lubińska. Te nazwiska warto poznać. Każdy może znaleźć coś dla siebie, a tak naprawdę to ta grupa przyjaciół, artystów i artystek jest bardziej punkowa niż niejeden PUNX. Tomasz Armada jest projektantem mody i nie tylko. Kacper Szalecki jest artystą plastykiem, w przyszłości wziętym kuratorem albo kuratorką (tego jeszcze nie wiem do końca), COCO jest modelką VETEMENTS, tak o niej pisze ID, ale przede wszystkim jest artystką Instagrama, Sasa jest bardzo niszową vlogerką, twórczynią BROKAT FILMS (program: Gotuj z Sasą), malarką, która prowadzi transmisje na żywo z tego, jak maluje obraz albo jak gotuje, albo jak przyjeżdżamy ją odwiedzić, to wpadamy na transmisje na żywo i ja opowiadam o przemocy policji podczas demonstracji w Poznaniu, a ludzie komentują, że „niesamowita historia”! Kurwa, kosmos! Kochamy ich. To nasi kochani przyjaciele, którzy już są wpływowymi artystami, już wytyczają pewne ścieżki ideowe w sztuce, a wkrótce będą ludzie płakać, że nie znali ich w 2015, a wtedy właśnie poznaliśmy ich my, hi, hi. Przyszli na koncert do Galerii El w Elbągu (stamtąd jest Szalecki i COCO, obecnie wszyscy żyją w Łodzi, w domu byłego ginekologa, i prowadzą tam DOM MODY LIMANKA, bardzo interdyscyplinarne działania artystyczne). Przyszli w trójkę – Armada, Coco i Szalecki. Usiedli na samym końcu. Po pierwszych dwóch utworach przenieśli się do pierwszego rzędu. Pokochali SIKSĘ. Po koncercie spędziliśmy ze sobą czas i zachwyciliśmy się. Wtedy już wiedziałam, że się zwiążemy. Dzięki SIKSIE poznaliśmy mnóstwo osób, jakie to jest zajebiste. Kacper i Sasa mieszkali razem w Gdyni, bo Kacper tam liceum plastyczne właśnie kończył, a Saska – studia. I zorganizowali świetną wystawę w mieszkaniu i zaprosili SIKSĘ. Działania Kacpra to coś, co nadaje się na osobny wywiad. Robi właśnie, już od kilku lat, swój projekt o Polsce utopijnej, tak można to nazwać w ogromnym skrócie. Jego projekt ORŁA SZALECKIEGO niedługo zaistnieje w SIKSIE. Uwielbiam ich sztukę. ARMADA zaprojektował ubiór dla mnie i poszłam w jego pokazie – uważam, że jego ubrania, ta wrażliwość i bunt, jaki za tym idzie – to jest coś. On też zresztą nie jest lubiany w pewnych kręgach, ludzie go hejtują, ale z drugiej strony kochają. Na uczelni ma przejebane, bo jest taki dobry i tak w inny sposób myśli o tych szmatach. Jego ostatni pokaz przy okazji Lava Festival, czyli festiwalu kina awangardowego, to jest coś wielkiego. Stworzył kolekcję ubrań inspirowanych sarmatami. To bardzo POLSKIE ubrania, łódzkie, prosto z BAŁUT. Każda tkanina ma swoją historię i nie wydaje na nią np. 1000 tysięcy, bo nie ma takich możliwości, nie jest bogatym dzieciakiem, których mnóstwo na projektowaniu ubioru. Więc kupuje 30 identycznych koszulek robotniczych w lumpeksie i szyje z tego suknię inspirowaną mieszczanami z dawnych lat. Bardzo dba o sens tych wytworów. Każdy jest przemyślany i coś znaczy. Nas poprosił, byśmy wystąpili w jego pokazie i może zrobili jakiś utwór. Skończyło się na tym, że pojechałam do nich i puściłam mu utwór, który niedawno nagrałam, o modzie patriotycznej. Powiedział, że ten utwór idealnie pasuje, że jest bardziej o tych ubraniach niż same ubrania. Napisałam do mojego przyjaciela i Kostek zrobił bit pod ten utwór, a ja go rapowałam w sportowym kontuszu. Kontusz sportowy? To jest, kurwa, genialne. Sarmaci i mieszczanie się w grobie przewracają, a ci żyjący są na pewno oburzeni. Miałam też skrzydła projektu Szaleckiego, więc byłam współczesną husarką, taką prawdziwą, taką, jaką jest SIKSA. Buri szedł w pokazie w papieskim dresie i to nie jest BEKA z papieża czy tam Sarmatów – to próba spojrzenia na przeszłość raz jeszcze i wyciągnięcia z niej czegoś, co zainteresuje współczesnych. Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale może trzeba z tymi punkami zrobić wywiad? Może i ciebie posądzą, że ten wasz zin to ASPCORE i razem będziemy sobie używać tego hasztaga? Pozdro 600 kurwa.
Wszystko przed nami! Żeby was już dłużej nie męczyć, zdradźcie, proszę, tylko, co łączy Britney Spears, Guernicę Y Luno, Eminema i Crass? (śmiech)
Buri: To zestawienie, które pozwoliliśmy sobie skonstruować na potrzeby opisu naszego „ekscentrycznego wydarzenia”, z którym to opisem zawsze mamy problem, bo nie chcemy mówić za dużo, jest raczej kpiną z wszechobecnych „for fans of”. Wystarczy wypisać kilka kapel, by zamknąć jakiś projekt w ciągu skojarzeniowym. Kolejny dowód na to, że cała scena punk ma ściany, od których piłeczka się odbija i można ją łatwo złapać, ogarnąć ten cały modowo-stylistyczny pierdolnik. Gdybyśmy nawet napisali nieco poważniej „FFO: Eve Libertine, Sleaford Mods”, to i tak by się ktoś dopierdolił, że gówno podszywa się pod mistrzów, więc dlaczego nie pograć komuś na nosie? Ale z drugiej strony, jeśli odrzucić kwestie stylistyczno-ideologiczne, no i twoje uprzedzenia, które definiują wyobrażenia o G.Y.L., Crass, Eminemie i Britney, a spojrzysz na to, w jaki sposób każdy z tych poszczególnych artystów komunikował się z ludźmi, jaką pozę wytworzył, by to, co mają do powiedzenia/zaprezentowania, trafiało do nich, to wydaje mi się, że odrobinę z tego wszystkiego znajdziesz w Siksie. Od radykalizmu przez idiotyczną słodycz, zafiksowanie na sobie po negację muzyczności… ale i tak powiedziałem już za dużo. Zasada numer jeden: nie myślcie o wszystkim w kontekście muzyki, a będzie wam dane.
Dzięki ogromne za wywiadzik!
SIKSA: Muzyka: Piernikowski „No fun”, 88 „GRUDA”, Beyonce „LEMONADE”
Serial: Handsmaid’s Tale
Książka: wywiady z artystami
fot1-3: Piotr Nykowski / pozaokiem.info
fot4: Zet
fot5: Anna Wyszomierska
fot6: Grzegorz Król
(#4, lato '17)
Hej! Miło mi powitać was na łamach naszego zina! Nie wiem, czy jest w tym kraju jeszcze jakiś scenowiec, który nie słyszał o Siksie. Jednak na wszelki wypadek poproszę o przedstawienie się.
SIKSA: Nazywam się SIKSA, bo za miliony SIKS kocham i cierpię katusze. Nie wiem, czy wiesz, ale jest nas milion*.
*Przerobiony fragment Wielkiej Improwizacji Konrada z III cz. „Dziadów” Adama Mickiewicza. Siksa w tzw. „krajach izraelskich”, czyli państwach, w których religią jest islam i większości społeczeństwa polskiego kojarzą się wyłącznie z terroryzmem i „ciapatymi”, SIKSA oznacza TORTURĘ. W jidysz stosowane na określenie młodej, przeważnie atrakcyjnej kobiety nie-Żydówki. Jest określeniem o raczej pejoratywnym wydźwięku. Analogicznie – dla nieżydowskiej dziewczynki określenie w języku jidysz to "szikselba", które jednocześnie oznacza "kurwa". Inne żydowskie określenia na nie-Żydówkę to nachrija i goja. Wśród ortodoksyjnych Żydów termin używany jest także na określenie młodej Żydówki nieprzestrzegającej żydowskich nakazów religijnych. Połącz znaczenie SIKSY w jidysz + torturę i wyobraź sobie, że nie jestem żadnym kosmicznym tworem, a jedynie laską, którą uznaje się co chwilę za: nie-punkówę, nie-piosenkarkę, nie-umiejącą śpiewać, nie-umiejącą nagrać się, nie-seksualną, nie-do-wyruchania, generalnie NIE. Ja sobie nie wymyśliłam siebie z kosmosu. Ja jestem tym, co przeżyłam ja sama i osoby z mojego bliskiego otoczenia i, jak się okazuje, inne dziewczyny. Tak, torturuję siebie i innych, mszczę się, jestem jak Uma z „Kill Billa”. Taką sobie wymyśliłam terapię. Terapię, która działa też na innych, w szczególności dziewczyny. Wiem, że niektórym to pomaga, bo dostaję tego wyraźne sygnały czy po prostu wiadomości. W dodatku uważam, że każdy ma swoją SIKSĘ. Jedni mają hardcore, w którym się wyżywają, inni mają antyfaszyzm, jeszcze inni walczą o prawa zwierząt – każdy robi to także dla siebie. I to wszystko powinno nas łączyć, a nie dzielić. A SIKSA wie, że bywa, kurwa, inaczej.
Punk sam w sobie stawia na prostotę brzmienia. Wy ze swoim minimalizmem poszliście o krok dalej. To celowy zabieg czy tak po prostu wyszło? Co ciekawe, podkreślacie, że słuchanie muzyki wcale nie musi być przyjemne, tłumacząc też w ten sposób formułę Siksy.
Buri: Unikałbym jednak określenia „tłumaczyć”, bo choć w słowie tym zawarte są dobre intencje (edukacyjne), to w naszym kontekście może sugerować jakąś abstrakcyjną winę, z której musielibyśmy się rozliczać. Wolałbym słowo „przybliżamy”, chociaż naprawdę jestem przekonany, że nie robimy nic na tyle trudnego, by nie zaufać ludziom, by nie postawić na intelekt i emocje tych, do których trafiamy. Ale wracając do tej prostoty i minimalizmu, to postawmy sprawę w innej perspektywie. Wszyscy, wszędzie i zawsze starają się być perfekcyjni, poukładani, atrakcyjni. Zabiegają o akceptację, uznanie, szacunek, chcą się podobać. Czy to w normalnym życiu, w obiegu społecznym czy na scenie punk/alternatywnej. Chcą, by ich komunikaty były zaakceptowane, co doda im prestiżu, spokoju, samozadowolenia, podniesie ich pozycje społeczną, niezależnie od tego, o jakich mikrospołecznościach gadamy. Okej, to normalne ludzkie pragnienia pozwalające bezpiecznie funkcjonować i iść przez życie. Ale każdy napotyka na swojej drodze tyle negatywnych bodźców, złych ludzi, spotyka go tyle potknięć, popełnia tyle błędów, że nie może tego zignorować. Może to zatuszować, wyprzeć, ale nie może tego pominąć, bo buduje go to w takim samym stopniu co spokój wynikający z akceptacji w grupie. SIKSA jest zbudowana z tego wszystkiego, na czym nie buduje się spokojnych relacji społecznych, to „estetyka błędu, pomyłki i porażki”. Nie chcemy się podobać, mamy dosyć spełniania norm, których ktoś zawsze od nas wymagał (swoją drogą – odwieczne pytanie: czym jest norma?). Czy mówimy tu o relacjach rodzinnych, z innymi grupami, rolami społecznymi czy o aktualnych standardach na scenie hc/punk? Mamy dosyć tego, że kawałki muszą trwać tyle a tyle, że musimy używać tyle a tyle sprzętu, mieć tylu a tylu muzyków, nie przekraczać granic między koncertem punkowym a sztuką, teatrem, literaturą, nie grać „nie-dla-punków”, tam czy tu. Co jaśniej komunikuje nasze intencje od tego, że nie chcemy grać według reguł sceny niż to, że mamy pół sekcji rytmicznej odrzucającej intencje solowe i drąca się, „irytującą laskę” z potokiem słów? Dzięki temu, że to tylko bas i wokal, to ludzi odrzucamy i fascynujemy zarazem, działamy trochę jak efekt obcości w teatrze Brechta, a z drugiej strony wciągamy, zaciekawiamy. Bas, głos, minimalistyczny spektakl. To wszystko tylko środki, czasami punki spędzają nad rozgryzieniem tego połączenia zbyt dużo swojego czasu. Muzyka? Tu muzyka w banalnym rozumieniu się kończy, a przynajmniej taka do „potupania nóżką”, bo z takiej muzyki nic nie wynika, a koncerty hc/punk nic nie wnoszą. Chyba że wydarzenie jest benefitem. Sama muzyka nie robi już nic. „More than music”? Wolne żarty.
Nie wiem, jak na świecie, ale na polskiej scenie stanowicie prawdziwy ewenement. Czyżbyście odkryli sposób na to, by punk znów szokował i powodował skrajne emocje?
Buri: Nic nie odkryliśmy, w naszej perspektywie nie robimy nic szczególnie nowego czy szokującego. Nie planowaliśmy, by SIKSA wyglądała właśnie tak, jak wygląda, ze szczególną premedytacją. To raczej luźna ewolucja tego, co w nas siedziało i wydarzyło się ot tak, po prostu. Bo jeśli będziemy na przykład brnąć w ten wątek, że Siksa ożeniła punk z performansem, to często narazimy się na śmieszność, bo „performans” to określenie w ogólnej świadomości narażone na „bekę”, kojarzone z „niezrozumiałym komunikatem” lub, mówiąc kolokwialnie, „artystycznym gównem”. Ja osobiście rozumiem performance słowami „being > doing > showing doing” i dzięki temu powrócimy do jednego z moich ulubionych określeń, że Siksa jest FAKTEM. A oznacza to, że po prostu pojawiamy się, jesteśmy, będziemy i trzeba sobie z tym poradzić. Nie ma tu znaczenia, czy się ten nasz punk zaakceptuje, czy odrzuci, my po prostu „trwamy, trwamy, trwamy”, jak zapodaje Robert Piernikowski, i to samo w sobie jest „skandalonem”. Chcemy i będziemy nazywać to punkiem, bo w XX-wiecznym komunikacie to punk był dla nas potencjalnie wygodniejszym punktem odniesienia niż dadaizm czy akcjonizm w sztuce. Naprawdę myśleliśmy i myślimy nadal, że aby przeprowadzić atak w taki sposób, jak my to robimy, to trzeba nazwać to punkiem. Jak pokazuje reakcja niektórych punx, być może się myliliśmy, ale jeśli to prawda, to my sobie jako punki ten punk weźmiemy i zrobimy z nim to, do czego w naszym mniemaniu został przeznaczony. Do burzenia drobnomieszczańskich przyzwyczajeń, wybijania ludzi ze „strefy komfortu”. Nawet jeśli to nie jest kwestia tekstu, a naszej „formalnej nieporadności”, której nie można oddzielić od słów Alex, treści i ściśle łączy się z całym przekazem. A tam za granicą, gdzie graliśmy, spotykamy się o dziwo z większą akceptacją niż w Polsce. Potrafisz sobie wyobrazić, że na przykład w Rosji i na Białorusi ludzie dochodzą do wniosku, że Siksa tak naprawdę to nowa wersja rapu? Że punki z Czech pierwsze, co mówią po koncercie, to to, że to jest „slam poetry”, a nie, że powinniśmy mieć perkusję i ubrać to w muzykę, aby dało się tego słuchać, bo „muzycznie to jest gówno”, jak w Polsce? To w dużej mierze publiczność też tworzy Siksę, bo przez to, że mamy tylko bas i kobiecy głos, jest tu mnóstwo pustych pól do wypełnienia. W Polsce postanowiono wypełnić je często oburzeniem, kpiną, agresją. To nie my szokujemy i wprowadzamy skrajne emocje. To kontekst polskiego piekiełka to robi.
Występowaliście już w najróżniejszych miejscach, nie tylko tych związanych ze środowiskiem alternatywnym. Jak byliście odbierani?
Alex: Na Instagramie SIKSY znajdziecie filmik, w którym jakaś dziewczyna jedzie mi, że używam zbyt wielu przekleństw. Jej mama powiedziała, że to jest język bagna. To było na spotkaniu z nami zaraz po naszym występie podczas festiwalu teatralnego. Szkoda, że dziewczyna zamiast jechać mi o przekleństwa, nie zauważyła, że ja nie używam ich bez sensu. Taką postacią jest SIKSA. Jest nastolatką, która przeklina. Ja taka byłam, zanim zjawił się ktoś, kto postanowił utemperować mój charakter. Do teraz nie mogę się po tym otrząsnąć, więc nikt mi już nie będzie mówił, jak mam mówić, co mam mówić, bo ja biorę odpowiedzialność za swoje słowa, bo są moje, historie są moje lub są to historie z mojego najbliższego otoczenia. Nic nie zmyślam, czasami dodaję alternatywne historie moim postaciom, bo na przykład chciałabym napisać tekst, w którym uśmiercam swojego byłego, a tak naprawdę przecież tego nie zrobię. Używam sztuki jako zemsty. Wiem, że jeśli gram w tak różnych miejscach, niemożliwym jest, by on się nie dowiedział, co ja właśnie robię. Niech wie. Niech widzi, że jestem wszystkim, co on chciał we mnie zabić. I wiem, że kiedyś go spotkam na publiczności. Przy okazji SIKSY, przy okazji moich/naszych innych projektów. I wtedy nie ucieknie mi tak, jak ja nie mogłam uciec od niego. Ktoś w tym momencie, nawet wiem kto, czyta to i myśli, że przecież nie odpowiadam na pytanie i że to są jakieś problemy nastolatek, o których nie chce słuchać, bo jest chyba na to za stary – życzę ci, kurwa, żebyś w takim razie nigdy nie miał córki, bo nie jesteś na to przygotowany totalnie, mimo że jesteś punx i obracasz się wśród feministek. Życzę tobie, żeby twoja córka nie była zgwałcona, żeby nie była nazwana kurwą, żeby ktoś nie mówił do niej w sposób, który wymusza na niej robienie rzeczy, o których myślała, że nigdy nie będzie musiała ich robić. Życzę tobie tego, bo jak ktoś kiedyś upokorzy twoją córkę, to z takim podejściem nawet nie będziesz o tym wiedział. SEKSIZM to nie koleś z tatuażem 88 na karku, którego identyfikujesz na ulicy i któremu automatycznie możesz przyjebać. SEKSIZM nie ma ubrania, tatuażu, rurek, kolekcji winyli, amstafa, bluzy NIKE; SEKSIZM ma to wszystko jednocześnie. Gram i będę grać zatem wszędzie, gdzie jesteśmy potrzebni, a jesteśmy potrzebni wszędzie. Zagramy w SOPOCIE, gdzie obok Nergala stoi Tomek Makowiecki, a jakiś koleś próbuje mnie upokorzyć, przekrzyczeć, uderzyć. I nikt na to nie reaguje, bo przecież powoli stajemy się jak walka między kogutami/psami/popkiem i hardkorowym koksu. Fajnie jest patrzeć, nie? SIKSA to nie jest projekt. To długofalowa terapia, to performans, to punk – wszystko to jest DZIAŁANIE, znajdowanie się w sytuacjach komfortowych i mało komfortowych. Każdy koncert pozostawia we mnie coś innego. Gdybym pisała książki, jak inni mi polecają, żebym się wreszcie, kurwa, zamknęła, to co ja bym wiedziała o społeczeństwie? Jaki miałabym feedback? Gdybym chciała pisać książki, to bym to robiła, ale ja jestem performerką, czyli osobą, która każdy swój występ traktuje jak spotkanie się z tym konkretnym człowiekiem, z tą konkretną publicznością i pozostawiam SIKSIE pole na spontaniczność – publiczności też. Czy jest to nieco zdziwiony harcerz-patriota z Trzemeszna (ok. 5 tys. mieszkańców), czy jest to publiczność w galerii sztuki i kuratorzy-celebryci oraz artyści, którzy chcą nas pozywać o zniesławienie, czy gdy gram dla tzw. przekonanych, czyli PUNX. Jesteśmy właśnie po koncercie w Poznaniu. Ludzie mnie tam po prostu szanowali, dawno nie miałam na scenie takiego komfortu, który zdarza się rzadko. Często wychodząc na scenę, czuję, że muszę coś udowodnić. Nieprzekonanym, przekonanym, panu kuratorowi, tej lasce, co w sumie nie nazwie się feministką, bo to obniży jej atrakcyjność, temu gościowi, co widział nagrania na YouTube, a wiara mu mówiła, że na żywo jest lepiej. Walczę z tym uczuciem podczas koncertu. Ludzie po koncertach często płaczą, mówią, że mają ciarki i że nigdy nie widzieli niczego podobnego. Dzięki SIKSIE dostaję ciągle nowe propozycje i wyzwania, poznałam mnóstwo przyjaciół. Tak chyba się dzieje, gdy dajesz ludziom dobro – wraca do ciebie. A mina tego kolesia na koncercie w Warszawie, co wychodzi po pierwszym utworze, bo jego perkusyjny słuch nie może znieść prócz SIKSY jeszcze np. genialnego SLEAFORD MODS...? No cóż, tacy chłopcy pozostaną dla mnie milczeniem. To są chłopcy, którzy jakby w społeczeństwie kobietom odebrano wszelkie prawa (jak w serialu „Handsmaid’s Tale” – nie polecam, bo jest zbyt mocny, ale sygnalizuję jego istnienie), to naprawdę nie jestem pewna, po której stronie by stanęli lub czy cokolwiek by zrobili w tej sytuacji. To są chłopcy, którym nie ufam, których potrafię wyczuć w tłumie. To są chłopcy, którym skoro przeszkadza krzycząca laska, która śpiewa o swoich bólach i prawach, to może także przeszkadzają im także krzyczące podczas Czarnego Protestu kobiety? No bo czym się SIKSA różni od tej manifestacji, na którą wychodzisz i niby bronisz praw kobiet? Tam też tobie przeszkadza nagłośnienie, nastrojenie, wokal, sposób podawania tekstu? Też przychodzisz do domu i piszesz, że na demonstracji przeciwko nowej ustawie tego jebanego rządu laska, co krzyczała, to chujowo krzyczała i miała słaby tekst przemówienia, a i bity… bity, które puszczały, też chujowe i generalnie szyny też były złe. Czy ja muszę pisać o tym milionie reakcji? Przyjdź i zobacz jaką ty jesteś reakcją, otwórz się na SIKSĘ – jestem pewna, że znajdziesz coś dla siebie.
Szykujecie coś specjalnego na OFF Festival? Jak tam facebookowa grupa bojkotująca wasz występ? (śmiech)
Buri: To miłe, że OFF Festival zaprosił nas na tegoroczną edycję, bo rozumiem tę imprezę jako poszukującą i chcącą być „o krok do przodu”. Jednak nie faworyzowałbym szczególnie tego koncertu w taki sposób, że oto stoi przed nami wyzwanie pokazania czegoś niesamowitego. Siksa to nie wyścigi i każdy koncert jest dla nas „specjalny”, zarówno ten na dużym festiwalu, jak i taki DIY w małym miejscu jak np. w Gorlicach czy Sochaczewie. Osobiście też nie lubię dużych festiwali, czuję się na nich niekomfortowo. No, chyba że tym czymś specjalnym ma być premiera naszego splitu z Alles wydanym na 7’’ winylu. Wtedy ta EP-ka będzie miała premierę. „Newspeak” się nazywa, wydaje Antena Krzyku. Po jednym numerze na stronie. A grupa bojkotująca? Chyba spadła z rowerka, nie wiem, nie było to nic interesującego.
Alex: Jo tej, cover BEKSY.
Co ciekawe, wśród samych punków jesteście dość kontrowersyjni. Nagle okazało się, że i u nas występuje mentalny, konserwatywny beton?
Buri: Scena alternatywna/punk jest tak naprawdę mniejszym, ale lustrzanym odzwierciedleniem ogólnych stosunków społecznych, tego świata „oficjalnego”. Ile punków, tyle poglądów, nie musisz przecież spełniać szeregu wszystkich zasad, by w tej scenie być (mimo tego, co twierdzą niektórzy). Być może łączy nas antyfaszyzm, ale np. weganizm już dzieli. A taki seksizm? Może być potępiony w oficjalnym dyskursie, ale nadal komunikujemy się ze sobą przemocowo i tak dalej, i tak dalej. To, że od czasu do czasu wybucha szambo na naszych koncertach lub przy okazji wzmianek o nas w Internecie, nie tyle ma źródło w tym, że na scenie zakamuflowała się jakaś wielka grupa konserwatywna, „ukryta opcja antylewacka” czy coś takiego. To zawsze było i zawsze będzie i nie to jest źródłem problemu. Źródłem „problemu z Siksą” jest to, że scena okrzepła. Że zrobiła się bezpieczną, mydlaną bańką. „Nasz trud jest skończon” można by zakrzyknąć i opaść na fotel, bo oto po latach trudu odkryliśmy, jak niepokojeni powinniśmy się poruszać. Jak się komunikować. Jak nie wchodzić w niebezpieczny dialog z czymś nam wrogim. Scena punk to tak naprawdę scena muzyczna, bez pretensji do wchodzenia w relacje z „prawdziwym życiem”. To nadal „najlepszy z możliwych światów”, ale zamknął się w bańce komunikacji koncertowej, płytowej, festiwalowej, to obrót informacji muzycznych i muzyków. Tego wszystkiego mogłoby nie być i nikt by nawet tego nie zauważył. Punki nas nie akceptują, bo nie poruszamy się po szlaku. Siksa „flirtuje” z prawdziwym życiem, czy się to komuś podoba, czy nie, czasem agresywnie czasem dowcipnie, swoją nieporadną, ale konsekwentną formą zwraca uwagę na faktyczne, poważne problemy. Pojawia się i jest. Jest – ponownie – FAKTEM. I zakłóca, i mąci. Przyciąga uwagę, a nie ją rozprasza. Siksa nie jest zjawiskiem estetycznym, tak, jak jest nim kolejna dobrze nagrana płyta d-beatowa, crustowa, hardcore’owa, która to kolejna płyta zbliża scenę punk do gnuśności i jałowości sceny metalowej. Mój ulubiony tekst, który można wyczytać albo usłyszeć o Siksie od scenersów, to nie „gówno, wypierdalać”, ale „nie podoba mi się to, ale fajnie, że na scenie jest miejsce i dla takich projektów”. I w niniejszym miejscu chciałbym podziękować kolegom (bo to głównie koledzy, mężczyźni debatują o punk rocku), że mimo takiej potwarzy jak „niepodobanie się” POZAWALAJĄ nam na tej scenie być. Cóż za kamień z serca, że zdepersonalizowana abstrakcyjna „scena” ZNAJDUJE MIEJSCE dla takich biednych żuczków jak my. Ale tak naprawdę miejsca tego nikt nam nigdy nie dał. Siksa sama je sobie wzięła. I co jeszcze jest istotne: nie biadolę na hermetyczność i zamknięcie sceny dlatego, że mam poczucie krzywdy związane z Siksą, bo wydaje mi się, że mimo wszystko Siksa nieźle hula. Obwiniam ten stan rzeczy za to, że odrzuca innych, ludzi młodych i poszukujących. Dla nich ten zakazany owoc nie jest dostępny, więc wybierają akceptację w grupach, gdzie zyskają szybki i łatwy poklask za koszulkę z nadrukiem patriotycznym i wychwalanie żołnierzy wyklętych. I to jest prawdziwy dramat (polityczny!, społeczny!), i to powinno być przedmiotem kontrowersji, a nie Siksa.
No to czas wsadzić kij w mrowisko. Jak to jest z seksizmem na naszej scenie? Ostatnio czytałem wywiad na ten temat m.in. z Niką, z którego wynika, że w dalszym ciągu nie jest wcale tak różowo. Jakieś własne doświadczenia?
Alex: Chyba pod filmikiem z UCP jakaś dziewczyna napisała, że gdybym była gruba i brzydka, to nikt by mnie nie chciał słuchać. Miło? Chujowo. Jesteśmy oceniane za wszystko, jak jesteśmy za ładne, za brzydkie, za grube, za chude. Ja nie będę przepraszać za to, kim jestem. To, jak wyglądam jako SIKSA, to karykaturalny koszmar tzw. BEAUTY. Po prostu moje ciało jest moim narzędziem pracy, bo SIKSA to jest nasza praca, z której się nie utrzymujemy, ale to jest nasza praca i koniec kropka. Moje ciało to moje narzędzie. Robię z nim to, co jest mi potrzebne. Mam jego pełną świadomość, czasem z nim walczę, czasem je w pełni akceptuję. Jestem performerką, podkreślam to kolejny raz, bo to bardzo ważne. Gdy niedługo będę miała zmarszczki, może schudnę, może przytyję, może zmieni mi się bardziej głos, policzki zapadną, a oczy zrobią się trochę mniejsze – nie będzie SIKSY. Zamienię kostium superbohaterki na inny. Takie komentarze, jak ten wyżej, są bardzo niesprawiedliwe. Ja nie do końca też potrafię powiedzieć, kto jest brzydki, bo ja się zakochuję strasznie w ludziach i gdybym miała teraz powiedzieć, kto jest brzydki, no to ci ludzie, w których nie jestem zakochana, czyli narodowcy i patriotki na przykład. Chociaż te patriotki, co są na zdjęciach z różnych marszów, to podobno ładne i ocieplają ich wizerunek. Ja raczej wykrzywiam wizerunek ładnej laski. Jak już będę wyglądać inaczej, jak już punki przestaną się we mnie kochać tylko i wyłącznie za mój wygląd, no to zacznę robić coś ze swoją brzydotą. W teatrze nie ma tylko pięknych aktorek. Obronić mogę siebie tylko swoim talentem, którego jestem świadoma. Może łatwiej jest udowodnić ładnemu chłopakowi, że jest dobrym perkusistą, niż ładnej dziewczynie, że jest wspaniałą performerką, ale taki jest mój zawód, takie jest moje serce, taka jestem. Jestem po koncertach podrywana tylko dlatego, że moje teksty są o seksie. I chuj, że otwarcie mówię, że nie lubię uprawiać seksu, chuj. Ważne, że jeden z drugim usłyszał to słowo w moich ustach i muszę wysłuchiwać tych tanich flirtów albo znosić te najebane komentarze na punkcie tego, że jestem OSTRA… mmmmm, ale ostra, ciekawe jaka jest w łóżku, wiesz, o co chodzi?
- „Zawsze jesteś taka ostra?”
- Nie, kurwa. Tylko jak stoję tu przed tobą i słucham tych bzdur.
- „O, kurwa. Czemu jesteś taka niemiła? Taka śliczna, a taka niemiła” (Gorlice 2017)
- Koleżanka SIKSA jak ma na imię?
- Alex
- Alex????? To jest męskie imię! Aleksandra? OLA! OLKA, słuchaj…
- Nie, nie jestem Ola, jestem ALEX.
- Ola, miałem kiedyś dziewczynę o imieniu Ola – też miała swoje zdanie i pewnie dlatego już nie jesteśmy razem, a ty to się chyba umiesz bawić, nie? (podsuwa mi piwo).
- Nie piję.
- Nie pijesz?!!!! To ty tak na trzeźwo?? O, KURWAAA, nieźleeee, czemu nie pijesz?
- Bo nie lubiłam siebie po alkoholu, bo po alkoholu się kłamie i oszukuje.
- Co ty pierdolisz, kurwa? Ja myślałem, że sobie pogadamy normalnie, a ty taka spięta. Nie wyglądasz na taką spiętą na scenie.
Odchodzę, patrząc mu prosto w oczy, on nie wie, o co mi chodzi, a ja nie mam siły mu tłumaczyć ,dlaczego jego język to język przemocowy (Ada Puławska, 2016).
A tak w ogóle, to o jakiej scenie my mówimy? Bo ja mam wielu przyjaciół i chciałabym, żeby moi przyjaciele byli też twoimi przyjaciółmi, ale tak mnie teraz natchnęło, że nie ma żadnej sceny. Czy mówiąc scena, masz na myśli te zespoły, które jeżdżą na te wszystkie pikniki punkowe, grają na skłotach? Przecież oni tylko wzajemnie udają, że się lubią. Wszyscy siebie obgadują, to jest ta scena? To ta scena, na której ja muszę co miesiąc mniej więcej udowadniać, że jestem PUNK? To ta scena, na której niektórzy akustycy mają w dupie to, jak im tłumaczymy, że nagłośnienie tego jest proste – wokal i bas, z czego najważniejszy jest sam tekst, a on nas nagłaśnia, jakby miał do czynienia z wybrakowanym CRUSTEM po trzech aborcjach? Jak mu pokazuję, że wokal „w górę”, to on się na mnie patrzy jak na idiotkę? To ta sama scena, na której jest seksizm, jak wszędzie? Bo jeśli mówimy o tej scenie, to jest to pytanie tendencyjne, które próbuje nas postawić w sytuacji, w której każdy chce nas widzieć: SIKSA AGAINST PUNX. Ja kocham moich przyjaciół PUNX, kocham PUNX we mnie. Nie chcę po raz kolejny mówić o tym, że nie znoszę punkopolo, że nie znoszę tej obłudy, że koleś, który chodzi na te wszystkie marsze, mi pisze na FB prywatne wiadomości, w których chce mnie poderwać. Ale tak jest wszędzie. Ostatnio taki jeden wzięty perkusista, ale ze sceny jazzowej, mi zaproponował współpracę. Powiedział, że zrobi mi bit ze swoim kumplem. Zgodziłam się. Nagrałam u Jędrasa tekst pod ten bit i byłam szczęśliwa. Jak się okazało, koleś strasznie kręcił, tak żeby się ze mną spotkać po raz kolejny i żeby współpracować ze mną na różnych polach… jego sypialni. Byłam załamana, jak to wszystko się ukazało. Napisałam wtedy do mojego przyjaciela, brata, Kostji. Kostja zrobił mi zajebisty bit – jutro jadę do Jędrasa i zajebiście nagramy wokal, i pewnie jakoś, jak ten wywiad się ukaże, to już będzie gdzieś w necie mój studyjny hip-hop. Jędras na przykład jest mega spoko. Nie krępowałam się przed nim. Nie musiałam nic udowadniać. Nie wpierdalał się w moje emocje. Nie przeszkadzały mu moje błędy. Jeśli miał uwagi, to tylko takie, które spowodują, że kawałek, który właśnie nagrywam, będzie mocniejszy. Nie ładniej nagrany, nie lepiej technicznie zapodany, nie! Po prostu ma być tam 100% mnie. I mam gdzieś, że to 100% mnie przeszkadza niektórym, że piszą gdzieś tam komentarze, że jestem narcyzem tylko dlatego, że tydzień wcześniej na koncercie odmówiłam jemu pójścia na zajebistą domówkę jego kolegi, na której możemy pobyć sami. Zawsze z odmawianiem próbuję radzić sobie sama. Raczej nie mówię, że Buri jest moim chłopakiem, tylko po prostu odmawiam stanowczo. Większość ludzi myśli, że Buri nie jest moim chłopakiem. Niektórzy uważają, że jest gejem, bo jest chudy. Czy to też jest seksizm? Tak. To także jest wykluczenie ze względu na wygląd. To patrzenie na drugą osobę tylko poprzez pryzmat jego chudej lub grubej dupy. To obrażanie czyjejś tożsamości i kultury. Jebie mnie taka czy inna scena. Jeśli jakaś scena istnieje, to ja do niej nie należę. Seksizm jest wszędzie. I może dla niektórych oczywista, a dla niektórych wyzwalająca będzie myśl, że na tzw. naszej scenie jest seksizm, tak jak wszędzie – tylko niektórzy czasami na scenie udają, że są zaangażowanymi śpiewakami, a pod sklepem, jak siedzą w aucie i opierdalają browara, to komentują każdą siksę, która wchodzi do tego sklepu. I czym to się różni od okropnego zachowania w „EX NA PLAŻY”? Czasami przecież chłopaki, jak już pokrzyczą między kawałkami, których tekstów nikt nie rozumie, to se mogą najebkę małą zrobić i na te 5 minut być jak Damian z drugiego sezonu tego wyżej wspomnianego show – „Generalnie wszystkie są tu do pukania, nie?”, tak mówi Damian. Znasz jakiegoś Damiana?
Niestety spotkałem już paru takich Damianów. Jeden był nawet moim współlokatorem. Non stop gadał o seksie, a do obiadu puszczał sobie porno... Zainteresowało mnie zdjęcie z waszego występu w Sopocie, na którym pewien smutny pan w kurtce moro wygraża tobie, Alex, pięścią. Wspomniałaś już o tym zdarzeniu. Co tak bardzo go zdenerwowało? Jak sobie radzicie w tego typu sytuacjach?
Alex: To była trudna sytuacja i właściwie tutaj mogłabym zakończyć temat. Byliśmy wykończeni po tym koncercie. Zarówno ja, która stałam przed nim i nie mogłam się od niego opędzić przez prawie cały występ, jak i Buri, który był niby dalej od niego, ale wiem, że przeżył to bardzo, że znalazłam się w takiej sytuacji. Mamy jednak takie niepisane i niewypowiedziane w sumie umowy, że w takich sytuacjach ja radzę sobie sama – tzn. SIKSA sobie radzi sama. Nie da się wymyślić wcześniej, jak zareagujesz na taką sytuację, tak, jak nie jesteś w stanie sobie wymyślić teraz twojej reakcji na to, jak ktoś podejdzie do ciebie na ulicy i klepnie w tyłek/coś odpierdoli. Wyobraź sobie sytuację, w której czułeś się upokorzony/upokorzona. Pierwsza taka sytuacja, która mi przychodzi na myśl, to jak kiedyś miałam chyba ze 12 lat i jechałam autobusem do szkoły. Było dużo ludzi. I poczułam, że ktoś mi próbuje wcisnąć palec w moje pośladki i za chwilę dotyka bardzo mocno przez spodnie mojej cipki. Bardzo się tego przestraszyłam, obejrzałam się ledwo, bo ścisk zupełny, a koleś, który to robił, nawet na mnie nie patrzył. Nie umiałam zareagować, wstydziłam się, że ktoś to zobaczy, nie chciałam, żeby to wyszło na jaw przy pełnym autobusie. Sto myśli na sekundę – co się stanie, jak mój tata się o tym dowie? Wyobraź sobie taką sytuację. Nic się nie zmieniło. Cały czas, jak ktoś mi wlatuje na scenę, to czuję się tak, jak wtedy w tym autobusie. Czuję się… nie będę wymieniać tych wszystkich sytuacji. Tylko teraz reaguję na wszystko. Nikt za mnie tego nigdy nie zrobi, ja muszę to robić sama. Na ulicy, na scenie, w pracy, nieważne, czy to teatr, czy galeria sztuki, klub czy skłot. Więc ja nie myślę – ja działam, performuję, bo o to chodzi w performansie tak w ogóle – o reakcję na to, co się właśnie teraz dzieje. Gdybym tego nie robiła, nie byłabym performerką. Ludzie to wiedzą, oni to czują, że ja się dam sprowokować i chcą mnie sprawdzić, w jaki sposób to zrobię. Słowo sprowokować zamień/zamieniam na ZADZIAŁAM, bo ja zawsze zadziałam. Siłuję się z uczuciem tego wstydu, lęku, zażenowania, wiem, że patrzy na mnie tak, jak w Sopocie jakaś setka czy więcej ludzi. Oni nie zareagują, bo niektórzy myślą, że ten koleś to jest od nas i specjalnie go wynajęliśmy. Punki się cieszą, że coś się dzieje. Dzieje się. I nie winię nikogo – ja i Buri od początku byliśmy gotowi, a raczej świadomi tego, że reakcje będą różne, często skrajne i zaakceptowaliśmy to, zgodziliśmy się na to. Temu akurat kolesiowi chodziło o to, że PUNKS NOT DEAD. Był agresywny, zamachiwał się, ale mnie nie uderzył. Ja weszłam z nim w jakiś taniec nienawiści, to był właściwie teatr to, co tam się odjebało. Podejrzewam, że na ulicy by mi wpierdolił. A może nie. Później super mi pasował do utworów różnych, więc powiedziałam publiczności po jakimś fajnym panczu: „te oszołomy wchodzą w mój show jak w masełko” – wszyscy się zaczęli śmiać i tym akcentem dałam jasno do zrozumienia, że poradziłam sobie z jego obecnością, przepracowałam ją i udowodniłam, że SIKSA jest lekiem na całe zło :) Mam pewne myśli też, ale nie wiem, czy to poruszać. Bo czasami, a po tym Sopocie to już szczególnie, czułam się jak małpa w zoo, jakby ludzie przyszli oglądać walkę psów, wiecie? To nie był wyzwalający koncert. To nie zawsze się udaje, chociaż do tego prowadzę siebie i widza – do wyzwolenia. No bo jeśli chodzi o ten Sopot, to ten koleś zaczął hajlować – ja, będąc na publiczności, zareagowałabym na to. W Sopocie zareagowały tylko laski. Ale to tylko potwierdza moją opinię publiczną, że tylko dziewczyny robią we współczesnym świecie rewolucję. PUNK IST TOT.
Jak przebić się z feministycznym przekazem w tak patriarchalnym kraju, jak Polska? Nawiasem mówiąc, zszokowała mnie opisana przez ciebie, Alex, sytuacja, która przytrafiła ci się ostatnio, tj. seksistowskie uwagi podczas jedzenia loda w miejscu publicznym. Nie ogarniam, jak trzeba być spierdolonym, żeby w ogóle zaczepiać obcych na ulicy, masakra...
Alex: No bo ty jesteś spoko ziomeczkiem. Na drugi dzień po tej sytuacji poszłam do lumpeksu, a tam w dziale męskich koszulek jedna koszulka z lodem i napisem coś w stylu
„poliż mojego osobistego loda”, w wolnym tłumaczeniu (śmiech), oraz druga koszulka z laską, która ubrana jest tylko w gorset, patrzy mi się w oczy i trzyma banana. I mimo że NATALIA LL (Natalia Lach-Lachowicz, polska wybitna artystka, konceptualistka) już dawno temu rozprawiła się z motywem banana i kobiety w popkulturze, to nadal jednak lody, lizaki, banany i laski je liżące (A co, kurwa, mam połykać w całości? A nie, to też by się kojarzyło!) jednoznacznie są celowo symbolem jakiegoś pornograficznego wyobrażenia o seksie. Mój były chłopak takie wyobrażenie o seksie i kobiecie miał. Ja nawet nie muszę długo szukać. Niedawno w pracy jadłam banana i siedziałam akurat w pokoju z kolegami w różnym wieku. Jak go wyjęłam z torby, to zapadła cisza, rozumiesz to? Zaczęłam go jeść, a jeden koleś mówi:
- „Aleksandro, ale ty jesz tego banana…”
Ostatnio robiłam transparenty z dzieciakami. Motyw był taki, że pokazywałam im archiwalne zdjęcia, na których, głównie na pochodach 1-majowych w PRL-u, ludzie różnie się wyrażali, bla bla bla, ale wy sobie wyobraźcie, że jesteście w tym samym mieście co ci ludzie sto lat później i miastem tym rządzicie wy – dzieci. Wyobraźcie sobie, czego może potrzebować – to było jedno z zadań. Jedna dziewczynka napisała: „CHCĘ LODZIARNI”. Przyszedł tatuś i powiedział:
- Ale, Julka, nie możesz tego napisać. Poczekaj, zaraz mama przyjdzie i ci coś wymyśli…
- A dlaczego? – pyta Julka.
- No nie, Julka, bo jak ktoś to zobaczy... nie, ty nie rozumiesz, nie pisz tego.
Wtedy się wtrąciłam, bo dziecko naprawdę nie rozumiało, dlaczego jej tata nie pozwala jej tego pisać, a ja wiedziałam, że on przerażony myśli, że lodziarnia kojarzy się społeczeństwie tylko z „robieniem lodów” i przeraził się, że jego córka jest lodziarą, kurwą, szmatą albo wkrótce się nią stanie, zaraz, jak to napisze. Więc zaczęłam tłumaczyć jej, że świetnie wykonała swoje zadanie i je rozumiem i może spróbuje wytłumaczyć swojemu tacie, o co chodzi, bo widocznie dawno nie był w lodziarni i zapomniał, jakie to jest potrzebne. Co ty. Nie było dyskusji. Nie, Julka, nie. Nie możesz. Oj, nie pytaj dlaczego – po prostu nie. Mam nadzieję, że kiedyś córka temu tatusiowi wywinie taki numer, że dostanie zawał i później paraliż, a ona go oleje i on będzie w bólu umierał.
Jestem bardzo często zaczepiana na ulicy, nie częściej niż inni ludzie pewnie. To z tymi lodami było straszne po prostu, ale trzeba było zareagować, musimy to robić. Nauczyła mnie tego Merve, turecka anarchistka, przyjaciółka Alpera, o którym śpiewam w ostatnim naszym secie. Merve jest zajebista! Merve reagowała takim teatrem na każdego gościa, który nawet pod nosem się uśmiechnął na jej widok – nie liczyła się z konsekwencjami, szła na całość. Ja też zawsze pójdę na całość, to nie jest głupota. Po prostu nikt nie będzie mnie obrażał i sugerował czegoś, jak jem loda, lizaka, banana, jak idę w krótkich spodenkach, jak widać mi sutki, jak po prostu idę. I zawsze namawiam, także poprzez Instagrama właśnie do REAKCJI. Bo jednak jestem laską z Wielkopolski i wiecie… Peja zasuwał na słowach, że najlepszą obroną jest atak, a ja to hip-hopowa dziewczyna mocno jestem. I to jest PUNK :*
A jak odbieracie kobiety, które sprzeciwiają się feminizmowi? Syndrom sztokholmski czy kompletne niezrozumienie idei?
Alex: Ja już wszystko na ten temat powiedziałam w utworze „AGREST”.
- Ale ja nie jestem feministką… Tylko patriotką. I jestem dumna z tego, że mam chłopaka myśliwego… ale ja nie jestem feministkąąąąąą.
- No nie, nie jesteś – TY GŁUPIA PIZDO.
Nie rozumiem, boli mnie to i wkurwia.
Szkoda, że wśród facetów dominuje tak wykrzywione i karykaturalne wyobrażenie o feminizmie. A przecież im też mógłby dać wiele dobrego, nie sądzicie? Chodzi mi w tym miejscu np. o walkę z obrazem stereotypowego „prawdziwego mężczyzny”, który wyklucza i poniża tych, którzy się w niego nie wpasowują.
Buri: Wiele czasu mi zajęło, by zrozumieć moją – jako mężczyzny – rolę w kulturze patriarchalnej. Sam nieświadomie (bądź świadomie!) powielałem wiele krzywdzących wzorców dotyczących męskości czy roli kobiety. Pewną samoświadomość dała mi dopiero edukacja uniwersytecka i lewicujące grono akademickie. Nie punk rock czy underground, co to, to nie. Bycie seksistą jest zaprogramowane w chłopcach i mężczyznach i należy edukacją dążyć do uzyskania wglądu w swoją własną sytuację. To bardzo długi proces i niełatwy. Feminizm nie jest prosty, bo to również konstrukt naukowy, niejednorodny, którego nie da się zamknąć w medialnej czy popularno-publicystycznej narracji, która wprowadza wiele uproszczeń, stereotypów i błędów. A klisze łatwo atakować. Rolą mężczyzny uświadomionego, feministy jest więc nie tyle wsparcie kobiet w walce o ich prawa, ale zagrabienie swojej przestrzeni, którą zajmował jako mężczyzna, i nadanie jej nowego znaczenia. To feministyczne. Bo walka kobiet jest również walką o prawa mężczyzn, a konstrukty płci kulturowej tak samo krzywdzą chłopców. Mężczyźni nie będą wolni tak długo, jak kobiety nie będą wolne, tudzież mężczyźni nie będą wolni tak długo, jak grupa „męska” będzie dla własnych interesów politycznych ciemiężyć kobiety. Bo „prawdziwy mężczyzna” to przede wszystkim konstrukt polityczny, ustanawiający relacje władzy.
Często, parodiując narodowców/dresów, dodajesz na koniec wypowiedzi ten ich charakterystyczny, tępy śmiech. Zastanawiałem się ostatnio nad tym i doszedłem do wniosku, że dobrze obrazuje to wszechobecną tendencję do robienia ze wszystkiego beki. Nie można się czymś przejąć, bo zaraz zostanie się oskarżonym o „ból dupy”. W ten sposób każda idea może zostać szybko obśmiana. Co o tym myślicie? Jak zwalczyć tak wielką ignorancję?
Alex: Nienawidzę. A jak jesteś laską, to ktoś tobie powie, że jesteś spięta i masz okres. Nie znoszę śmieszkowania, nie rozumiem trollowania. Jaś Kapela? Słaby komik, żaden stand-uper. Kuba Wojewódzki? Chuj. Mi się wydaję, że ja to łączę, ale to duża zasługa Buriego. Zawsze długo myślimy i rozmawiamy o tym, jak ułożyć nasze kawałki. Lubię rozśmieszać ludzi absurdalnymi zachowaniami „sebków”. Jednak po takim moim obśmiewaniu i udawaniu ich śmiechu zawsze jest moment dobijającej powagi. Ten nasz nowy set jest taki właśnie. Jest mniej BEKI z kogoś, a więcej zwrócenia się na SIKSY problemy nie poprzez BEKĘ, a poprzez właśnie taki upiorny nastrój w tekście, powagę. Mówię o śmierci swojego kolegi z Turcji w kontekście patriotów z wykopu i rapera Popka. Niektórym nie podoba się ta troszkę inna wersja SIKSY. Tęsknią za „sebkami”, agresivami, filipkami. Nie dziwię się im – to dobrze podane przez nas postaci, które każdy zna, a ja je wzięłam z najbliższego otoczenia, ludzie się z nimi związali, związali się z tamtą SIKSĄ. Jednak SIKSA to terapia, moja osobista, autorski pomysł na to, jak się podnieść po gwałtach, despotycznym ojcu, zdradach rodziców, upokarzaniu przez chłopaków, manipulacji psychicznej. Trzeba zwracać ludziom uwagę, że to, z czego łatwo się śmieszkuje, niektórych bardzo dotyka, bo śmieszkowanie i trollowanie zwykle dotyka jakiegoś konkretnego, poważnego problemu. Ludzie śmieją się z ostatniego filmiku „MARIUSZ WRACAJ DO DOMU”. Myśmy go ostatnio w Poznaniu zaimprowizowali po prostu, bo na próbach nie wiedziałam zupełnie, jak go podać, i stwierdziliśmy, że dajemy sobie spokój. Jednak zaraz po jednym z utworów weszłam w rolę tej kobiety i Buri jak zwykle bezbłędnie na to zareagował. I wydaje mi się, że pokazałam dramat tej kobiety, jej prawdziwe emocje, które przez lata jebał kościół, instytucja, mężczyzna, może tata, może mama. Dobrze, że w internecie pojawiają się komentarze poważne – każące zwrócić uwagę na prawdziwy problem, który się kryje pod tym psalmem – co ona musiała przejść, by do tego doprowadzić? Co ją tu doprowadziło? I moje osobiste pytanie – jaki chuj za tym stoi?
Tak więc – nie bójmy się na śmiechowe, bekowe, trollskie obrazy zareagować tak, jak trzeba – każdy na swój sposób. Presja środowiska towarzyszy nam od najmłodszych lat, ile jeszcze będziemy się bać tego, jak ktoś nas postrzega? Chyba starczy, co? Bądź jak SIKSA – przestań się jebać.
Oglądając wasze występy, miałem skojarzenia z terapeutyczną psychodramą. To dobry trop? Zdaje się, że w którymś wywiadzie wspominaliście o terapeutycznych właściwościach Siksy.
Alex: O WOW, dzięki jednorożku. W ogóle te pytania są super – przejrzałeś Instagramka siksuni, wiesz, o co chodzi, to jest mega miłe :* Tak, to jest terapia. Nie tylko moja i w nawiązaniu do moich wyżej przemyśleń – nie boję się do tego przyznać. Nie boję się, choć wiem, że wystawiam się w ten sposób na krytykę i pot, i łzy. Ponieważ ja się totalnie otwieram opisując swoje przeżycia i wkładając je w dość bezczelne usta SIKSY, to ludziom się wydaje, że ja se to zmyśliłam. Bo ludzie nie kumają tego, że wcielam się w postać, że nie jestem SIKSĄ w życiu prywatnym, bo SIKSA to superbohaterka, której kostium zakładam i wykrzykuję swój ból i ból innych. Dlatego ten jedyny komentarz jest w stanie coś na chwilę ze mną zrobić… wiesz który? Ten, w którym ktoś nam sugeruje, że to jest produkt. Lub że to jest nieszczere. Lub że to jest za mocno i przyćmiewam tym patosem problemy. Co, kurwa? Kim trzeba być, żeby potępiać laskę, która próbuje poradzić sobie z tym całym chujstwem? Aaaaa, no tak. Niech idzie na terapię, a nie się uzewnętrznia publicznie. Chodziłam, nie pomogło. Dlatego wymyśliłam swoją terapię, w której przepracowuję pewne problemy. SIKSA nie jest tylko moją terapią. Podchodzą do mnie dziewczyny. Piszą na Instagramie, czasami bezpośrednio na mojego FB. Nie chcę dokładnie o tym opowiadać, ale wiem, że to nie jest terapia tylko dla mnie, że to nie tylko mi pomaga. Nie wiem tylko, gdzie jest koniec, czy w ogóle musi być. SIKSA dała mi wiele. Nam dała wiele. Mam jakieś tam wyczucie do ludzi i jak tak myślę o SIKSIE, to wiem, że kiedyś po prostu odejdzie, porzuci raczej niż się pożegna, ale może się mylę.
A czy przedstawianie swoich adwersarzy (chociażby wspominanych dresów) w sposób mocno przerysowany i sięgający absurdu to nie pewna forma zemsty, na jaką możecie sobie pozwolić?
Alex: Ja się mszczę i jak miałam nie wiem ile… 14 lat to się jarałam „Kill Billem” i tam taki ten cytat był, że zemsta najlepiej smakuje na zimno – noooo…. :) A ty co tam, Buri? Mścisz się?
Buri: Nie nazwałbym tego zemstą. Po prostu uwypuklamy ich cechy, z których ci ludzie na co dzień są bardzo dumni. Może to przysługa?
Jak bardzo daliście się we znaki prawdziwym patriotom? Odzywali się jacyś oburzeni?
Buri: Czasem ktoś tam coś tam, ale… Nie, nie wiem, jak bardzo, mamy to w dupie, to nie my jesteśmy ich problemem, ale oni sami są swoim problemem i ich relacja ze światem, którą sami sobie stworzyli. Czasem mamy wrażenie, że to my jesteśmy patriotami. Bo walczymy za pomocą polskiego języka o nadanie mu nowych znaczeń w dobrej wierze. Być patriotą to być dobrym człowiekiem, działać na rzecz społeczności, a przecież SIKSA chce tylko dobrze. To chyba oczywiste!
Gdzie sięga granica, której nie będziecie w stanie przekroczyć, jeśli chodzi o teksty? A może nie warto zachowywać żadnego tabu?
Alex: Nie warto. NO BORDERS, NO LINES.
Znalazłem w necie info, że brałaś, Alex, udział w dyskusji „Czy literatura ma płeć?”. Za każdym razem, kiedy zaczyna się temat „literatury kobiecej”, pojawiają się głosy krytykujące całe to sformułowanie. Nie męczy cię, że w kółko trzeba powtarzać tak, wydawać by się mogło, oczywiste kwestie?
Alex: No tak, to straszne sformułowanie i ciągle trzeba to powtarzać, że ja się nie zgadzam z tym, żeby o mnie mówiono, że „literatura kobieca”. Na szczęście jest dużo świetnych autorek, które tym, co robią, udowadniają, że nie należą do tego gatunku, a czytelnicy boją się niektóre książki nazwać literaturą feministyczną, a przecież gdyby nie feministki, to byśmy teraz nawet nie mogły czytać, kształcić się i rozwijać – świadomość tego w społeczeństwie jest mała i dlatego, jak mam okazję i jestem wśród osób, które podejrzewam, że tego nie wiedzą, to opowiadam tą moją ulubioną, krótką historię feminizmu. Jak na przykład sekretarka w pewnym miejscu pracy mi kiedyś powiedziała, że „A niech se strajkują, głupie!”, jak był Czarny Protest, a później się dowiedziałam, że ona chce zacząć studia podyplomowe, to jej uświadomiłam, że to inne kobiety jej taką możliwość studiowania wywalczyły. Dlatego lubię być zapraszana na różne wydarzenia, w różnych kontekstach i miejscach i w różnej roli – trzeba głosić naszym dziewczęcym głosem rzeczy. Jak graliśmy w B90 i to był 8 marca, to jedna dziewczyna, która również występowała, ale nie chciała z nami rozmawiać ani się nawet na nas patrzeć, bo pewnie w stosunku do niej jesteśmy za małe fejmy, została zapytana przez dziennikarza: dlaczego 8 marca? Dlaczego akurat dzisiaj świętujemy Dzień Kobiet? No i dała taką odpowiedź, że zrobiłam się cała czerwona. Powiedziała, że w sumie nie wie (o to jej nie winię, bo nie wiem, czy to jest w podręcznikach do historii) i że to jest taki dzień, w którym można iść na zakupy na przykład i że to takie święto i można sobie na nie pozwolić i dodała zdecydowanym głosem, że to jest przypadkowa data. Tego wieczoru miałam mega gorączkę, nie chciałam nikomu udzielać odpowiedzi na pytania, a szczególnie tym dziennikarzom, co przyszli tylko podpuszczać wszystkich, beznadziejne przypadki. Nie wytrzymałam – zgodziłam się odpowiedzieć na jakieś tam pytanie, ale i tak zaczęłam wydobywać z mózgu daty i fakty z historii o tym, że kurwa to nie jest przypadek i wiąże się to z czymś, jak każda rocznica, twoje urodziny czy 11 listopada, tej. Po prostu nie chciałam, by jedynym materiałem gościa, który robi nagrania na imprezie feministycznej, była dziewczyna, która nie wie w sumie, czemu tu jest. To nie jest jej wina. Trzeba skończyć z historią.
Angażujecie się także w modę, ale nie jakąś tam zwyczajną, a „poljestrowo-ideologiczną”. Możecie przybliżyć ten projekt?
Alex: Tomasz Armada, Kacper Szalecki, Coco Kate, Sasa Lubińska. Te nazwiska warto poznać. Każdy może znaleźć coś dla siebie, a tak naprawdę to ta grupa przyjaciół, artystów i artystek jest bardziej punkowa niż niejeden PUNX. Tomasz Armada jest projektantem mody i nie tylko. Kacper Szalecki jest artystą plastykiem, w przyszłości wziętym kuratorem albo kuratorką (tego jeszcze nie wiem do końca), COCO jest modelką VETEMENTS, tak o niej pisze ID, ale przede wszystkim jest artystką Instagrama, Sasa jest bardzo niszową vlogerką, twórczynią BROKAT FILMS (program: Gotuj z Sasą), malarką, która prowadzi transmisje na żywo z tego, jak maluje obraz albo jak gotuje, albo jak przyjeżdżamy ją odwiedzić, to wpadamy na transmisje na żywo i ja opowiadam o przemocy policji podczas demonstracji w Poznaniu, a ludzie komentują, że „niesamowita historia”! Kurwa, kosmos! Kochamy ich. To nasi kochani przyjaciele, którzy już są wpływowymi artystami, już wytyczają pewne ścieżki ideowe w sztuce, a wkrótce będą ludzie płakać, że nie znali ich w 2015, a wtedy właśnie poznaliśmy ich my, hi, hi. Przyszli na koncert do Galerii El w Elbągu (stamtąd jest Szalecki i COCO, obecnie wszyscy żyją w Łodzi, w domu byłego ginekologa, i prowadzą tam DOM MODY LIMANKA, bardzo interdyscyplinarne działania artystyczne). Przyszli w trójkę – Armada, Coco i Szalecki. Usiedli na samym końcu. Po pierwszych dwóch utworach przenieśli się do pierwszego rzędu. Pokochali SIKSĘ. Po koncercie spędziliśmy ze sobą czas i zachwyciliśmy się. Wtedy już wiedziałam, że się zwiążemy. Dzięki SIKSIE poznaliśmy mnóstwo osób, jakie to jest zajebiste. Kacper i Sasa mieszkali razem w Gdyni, bo Kacper tam liceum plastyczne właśnie kończył, a Saska – studia. I zorganizowali świetną wystawę w mieszkaniu i zaprosili SIKSĘ. Działania Kacpra to coś, co nadaje się na osobny wywiad. Robi właśnie, już od kilku lat, swój projekt o Polsce utopijnej, tak można to nazwać w ogromnym skrócie. Jego projekt ORŁA SZALECKIEGO niedługo zaistnieje w SIKSIE. Uwielbiam ich sztukę. ARMADA zaprojektował ubiór dla mnie i poszłam w jego pokazie – uważam, że jego ubrania, ta wrażliwość i bunt, jaki za tym idzie – to jest coś. On też zresztą nie jest lubiany w pewnych kręgach, ludzie go hejtują, ale z drugiej strony kochają. Na uczelni ma przejebane, bo jest taki dobry i tak w inny sposób myśli o tych szmatach. Jego ostatni pokaz przy okazji Lava Festival, czyli festiwalu kina awangardowego, to jest coś wielkiego. Stworzył kolekcję ubrań inspirowanych sarmatami. To bardzo POLSKIE ubrania, łódzkie, prosto z BAŁUT. Każda tkanina ma swoją historię i nie wydaje na nią np. 1000 tysięcy, bo nie ma takich możliwości, nie jest bogatym dzieciakiem, których mnóstwo na projektowaniu ubioru. Więc kupuje 30 identycznych koszulek robotniczych w lumpeksie i szyje z tego suknię inspirowaną mieszczanami z dawnych lat. Bardzo dba o sens tych wytworów. Każdy jest przemyślany i coś znaczy. Nas poprosił, byśmy wystąpili w jego pokazie i może zrobili jakiś utwór. Skończyło się na tym, że pojechałam do nich i puściłam mu utwór, który niedawno nagrałam, o modzie patriotycznej. Powiedział, że ten utwór idealnie pasuje, że jest bardziej o tych ubraniach niż same ubrania. Napisałam do mojego przyjaciela i Kostek zrobił bit pod ten utwór, a ja go rapowałam w sportowym kontuszu. Kontusz sportowy? To jest, kurwa, genialne. Sarmaci i mieszczanie się w grobie przewracają, a ci żyjący są na pewno oburzeni. Miałam też skrzydła projektu Szaleckiego, więc byłam współczesną husarką, taką prawdziwą, taką, jaką jest SIKSA. Buri szedł w pokazie w papieskim dresie i to nie jest BEKA z papieża czy tam Sarmatów – to próba spojrzenia na przeszłość raz jeszcze i wyciągnięcia z niej czegoś, co zainteresuje współczesnych. Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale może trzeba z tymi punkami zrobić wywiad? Może i ciebie posądzą, że ten wasz zin to ASPCORE i razem będziemy sobie używać tego hasztaga? Pozdro 600 kurwa.
Wszystko przed nami! Żeby was już dłużej nie męczyć, zdradźcie, proszę, tylko, co łączy Britney Spears, Guernicę Y Luno, Eminema i Crass? (śmiech)
Buri: To zestawienie, które pozwoliliśmy sobie skonstruować na potrzeby opisu naszego „ekscentrycznego wydarzenia”, z którym to opisem zawsze mamy problem, bo nie chcemy mówić za dużo, jest raczej kpiną z wszechobecnych „for fans of”. Wystarczy wypisać kilka kapel, by zamknąć jakiś projekt w ciągu skojarzeniowym. Kolejny dowód na to, że cała scena punk ma ściany, od których piłeczka się odbija i można ją łatwo złapać, ogarnąć ten cały modowo-stylistyczny pierdolnik. Gdybyśmy nawet napisali nieco poważniej „FFO: Eve Libertine, Sleaford Mods”, to i tak by się ktoś dopierdolił, że gówno podszywa się pod mistrzów, więc dlaczego nie pograć komuś na nosie? Ale z drugiej strony, jeśli odrzucić kwestie stylistyczno-ideologiczne, no i twoje uprzedzenia, które definiują wyobrażenia o G.Y.L., Crass, Eminemie i Britney, a spojrzysz na to, w jaki sposób każdy z tych poszczególnych artystów komunikował się z ludźmi, jaką pozę wytworzył, by to, co mają do powiedzenia/zaprezentowania, trafiało do nich, to wydaje mi się, że odrobinę z tego wszystkiego znajdziesz w Siksie. Od radykalizmu przez idiotyczną słodycz, zafiksowanie na sobie po negację muzyczności… ale i tak powiedziałem już za dużo. Zasada numer jeden: nie myślcie o wszystkim w kontekście muzyki, a będzie wam dane.
Dzięki ogromne za wywiadzik!
SIKSA: Muzyka: Piernikowski „No fun”, 88 „GRUDA”, Beyonce „LEMONADE”
Serial: Handsmaid’s Tale
Książka: wywiady z artystami
fot1-3: Piotr Nykowski / pozaokiem.info
fot4: Zet
fot5: Anna Wyszomierska
fot6: Grzegorz Król
(#4, lato '17)