Vegan Stories #2 - Iza Gołaszewska, aktywistka Otwartych Klatek
Wielu osobom weganizm kojarzy się z rezygnacją z niemal wszystkiego, co przyjemne, szybkie i wygodne. Kiedyś pewnie bym się z tym zgodziła, jednak z perspektywy czasu wiem, że z niczego nie zrezygnowałam, a wręcz przeciwnie - podjęłam decyzję, dokonałam wyboru i stałam się innym człowiekiem. Weganizm wpłynął na tak wiele aspektów mojego życia, że niemal dosłownie wywrócił je do góry nogami.
Banalne początki
Jak większość dzieci lubiłam zwierzęta. Na pewno sprzyjało temu również wychowanie wśród nich - od kiedy sięgam pamięcią, w naszym domu mieszkały dwa psy i kot, przewijały się też mniejsze zwierzęta, takie jak chomiki, świnki morskie, myszy czy rybki. Jednak nikt nie mówił dziecku, że mięso na talerzu to kawałek stworzenia, które potrafi odczuwać emocje tak samo jak psiak, który zasypiał ze mną w łóżku. Poznanie prawdy było smutnym odkryciem, po którym naturalnie przyszło zainteresowanie dietą wegetariańską.
Wegetarianizm mi nie wyszedł
W swoim życiu trzy razy próbowałam diety wegetariańskiej. Za pierwszym i drugim razem zrezygnowałam i wróciłam do diety tradycyjnej. Wynikało to z braku wiedzy i umiejętności bilansowania diety. Przy trzecim podejściu postanowiłam zrobić to porządnie - czytałam, szukałam, sprawdzałam przepisy. Pamiętam rozmowę, w trakcie której twierdziłam, że bardzo zależy mi na tej zmianie, ale nigdy nie będę weganką - to skrajność, niedobory, osłabienie i tak się po prostu nie da żyć. Po tygodniu wertowania Internetu, za sprawą wszystkich zebranych informacji, z dnia na dzień jednak zostałam weganką.
Gdy zakupy są wyzwaniem
Z ogromną motywacją i budującym uczuciem “od dziś jestem innym człowiekiem” ruszyłam na pierwsze wegańskie zakupy spożywcze. Wrzuciłam do koszyka warzywa i owoce, trochę kasz i… co dalej? Koniec ze słodyczami? Koniec z fast foodami? Zmartwiona czytałam składy produktów, by z rezygnacją odkładać jeden po drugim na miejsce. Na początku miałam wrażenie, że mleko i jaja są dodawane do wszystkiego. Potrzeba było wielu takich wypraw, żebym wreszcie zapamiętała, które produkty są wegańskie, a sporadyczne sprawdzanie składów zaczęło mi iść całkiem sprawnie. Z czasem okazało się nawet, że lista wegańskich produktów jest zaskakująco długa, trzeba tylko wiedzieć, gdzie i czego szukać.
Dietetycy - amatorzy
Piłam piwo, zagryzając je chipsami i nigdy nie usłyszałam złego słowa na ten temat. Po przejściu na weganizm nagle moja rodzina i bliżsi znajomi zaczęli martwić się o spodziewane niedobory i anemię. Analizowanie tego, co jem i rozkładanie rąk, gdy nie potrafili mnie niczym poczęstować, stało się normą. Tata powtórzył moje słowa z czasów, gdy zaczynałam: wegetarianizm rozumiem, ale z tym weganizmem to już przesadzasz. Na szczęście to był tylko okres przejściowy - po pewnym czasie oswoili się z moją decyzją i choć nie wiedzą wszystkiego o tym stylu życia, zapamiętali konkretne produkty, takie jak hummus czy jeden rodzaj ciastek, które zawsze na mnie czekają, gdy wpadam w odwiedziny. Oczywiście nadal zdarzają się specyficzne sytuacje, które wspominam z uśmiechem, jak na przykład rozmowa z babcią w czasie świąt wielkanocnych - przyniosłam ze sobą parówki sojowe, wyglądające jak mięsne, na co babcia z radością stwierdziła “no widzisz, mówiłam, że drobiowe możesz!”. Są ludzie, dla których moja decyzja nigdy nie będzie do końca jasna i przede wszystkim uzasadniona, jednak dla mnie najważniejsze jest to, że w gronie najbliższych wzajemnie się szanujemy i akceptujemy swoje wybory.
Weganizm to za mało
Jako weganka nie przyczyniam się do krzywdzenia zwierząt. To ma znaczenie, bo chociaż jestem tylko jednostką w tłumie, to takich jednostek jest coraz więcej, ta liczba wciąż rośnie. Mimo wszystko miałam poczucie, że to za mało, chciałam robić coś więcej. Założyłam bloga, na którym umieszczałam przepisy i pisałam o różnych aspektach weganizmu w nadziei, że trafi na niego ktoś, kto wciąż się waha, a dzięki mojej pracy przekona się, że w tym stylu życia nie ma nic trudnego, że to tylko kwestia zmiany kilku nawyków i prostego wyboru. Gdy otrzymałam pierwszą wiadomość, że ktoś postanowił spróbować weganizmu za sprawą mojego bloga, poczułam ogromną satysfakcję. Świadomość tego, że wywarłam wpływ na czyjeś postrzeganie i przyczyniłam się do choćby najmniejszych zmian, była bardzo budująca. Takie informacje nadal ogromnie mnie cieszą, ale z czasem poczułam, że to również przestało mi wystarczać. Chciałam pójść o krok dalej, dotrzeć do szerszego grona, chciałam dalszych zmian. Te przemyślenia skłoniły mnie do wstąpienia do Otwartych Klatek - stałam się częścią stowarzyszenia, które ma realny wpływ na los zwierząt.
Powiew świeżości
W końcu odnalazłam swoje miejsce. Chciałam mieć wpływ na to, co dla mnie ważne, a zyskałam o wiele więcej. Otwarte Klatki to organizacja, której członków łączy jedno: zmiana losu zwierząt hodowlanych. Spotkałam tu świetnych ludzi o zupełnie różnych charakterach, każdy z innej bajki, o odmiennych zainteresowania, a przy tym otwartych i ciekawych świata. Wszyscy potrafimy zgrać się w konkretnym celu: działaniu na rzecz zwierząt. Jednocześnie rozmawiamy ze sobą, wciąż się poznajemy, aż w końcu okazuje się, że łączy nas coś jeszcze - wrażliwość na to, co dzieje się ze światem i wzajemne zrozumienie. Z czasem zaczęliśmy spotykać się prywatnie, zżyłam się z grupą i z osoby zamkniętej, przeważnie depresyjnej, męczącej się wśród ludzi, stałam się otwarta, bardziej optymistyczna i gotowa do działania.
Nie tylko weganizm
Zaczęłam od weganizmu. Na początku uważałam, że to wszystko, czego mogę od siebie wymagać - nie przyczyniać się do cierpienia niewinnych, czujących istot. Ale weganie to często bardzo interesujący, inspirujący ludzie. Wystarczy dostęp do Internetu, by odkryć coś, co wcześniej było nieobecne, a jednak na wyciągnięcie ręki. W ten sposób poznałam minimalizm i ideologię Zero Waste. W obu przypadkach okazało się, że to znowu jedynie kwestia wyboru, określenia swoich priorytetów w życiu i chęć zmian. Stopniowo wprowadzam te zmiany do swojej codzienności i co jakiś czas zerkam w tył, by przekonać się, jak bardzo się rozwijam. Wciąż się czegoś uczę, a przemiana, jaka zaszła we mnie od pierwszego dnia weganizmu do dziś, jest tak naprawdę nie do opisania, mimo moich starań. Tego trzeba po prostu spróbować.
Izabela Gołaszewska - aktywistka Otwartych Klatek, autorka bloga "Niepoprawna weganka", copywriter, fotograf kulinarny
(#4, lato 2017)