Strona jest obsługiwana przez - Kasyno online

XWNZX

XWNZX

Hard To Breathe

W czasach gdy na scenie zdaje się kończyć era kapel grających długie lata, odciskających się silnym piętnem na świadomości odbiorców (w chwili gdy to piszę opadł kurz, po wieści z obozu Eye For An Eye o zakończeniu działalności), coraz mniej jest zespołów, za które można by - ujmując to kolokwialnie - dać się pochlastać. Nawet jeśli rozbłyśnie jakaś supernowa, to okazuje się, że równie szybko znika co się pojawia. Inne zaś wykwity radosnej twórczości, to przeważnie zabawy formą i stylem, służące bardziej rokendrolowej rozrywce, do której ciężko przywiązać się emocjonalnie. Są oczywiście w tym wszystkim perełki, trwające i wykształcające się na piękne okazy. W mojej opinii Hard To Breathe jest taką perłą - z każdym rokiem, każdym nowym wydawnictwem, bardziej cenną i pożądaną. To co mnie urzekło najbardziej, to szczerość, inteligencja, prostota i wrażliwość. No i ta nieprzeciętna energia i moc, powodujące ciary nie tylko na rękach. ~Dq.

Gracie już kawał czasu, ale dla tych, którzy ośmielają się jeszcze was nie znać poproszę o kilka słów tytułem wstępu.
Maciek: Znaliśmy się wszyscy z koncertów, lubiliśmy spędzać ze sobą czas, wiedzieliśmy, że jaramy się podobnymi zespołami i po prostu jesienią 2006 zaczęliśmy grać. Przez pierwszy czas mieliśmy dosyć wyluzowane podejście do grania (zwłaszcza grania prób), tak naprawdę ten zespół zaczął się kilka lat później jak doszedł Mokwa, wtedy trochę się ogarnęliśmy i zaczęliśmy się starać. Po co i dlaczego raczej trudno powiedzieć. To chyba wewnętrzny przymus, żeby coś tworzyć.
Tomek: Na początku była to totalna zabawa. Mieliśmy bardzo luźne podejście i na pewno nie przypuszczaliśmy, że ten zespół tak się rozwinie. Bardzo podoba mi się to, że zaczynaliśmy od zera. Bez wielkiej filozofii i myślenia o kapeli jako o gotowym produkcie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się też, że będziemy robić to tyle lat i wciąż będziemy chcieli stawiać kolejne kroki (choć mówiliśmy sobie zawsze – wówczas chyba tylko żartem – że nigdy się nie rozpadniemy). 2006 rok był dziwnym rokiem, ale z perspektywy czasu dał początek kilku fajnym rzeczom.

Czy dobierając nazwę zespołu kierowaliście się starym sprawdzonym hardcorowym sposobem "weź za nazwę fajny chwytliwy tytuł kawałka swojego ulubionego zespołu", w tym przypadku Verse?
Maciek: Dokładnie. Bardzo lubię tę tradycję, bo tworzy pewny kontekst dla powstającego zespołu. Verse nie był nigdy moim ulubionym zespołem, ale kawałek "Hard to breathe" jest totalnym hitem.
Tomek: Nazwa to tylko nazwa, jednak bardzo do nas pasuje, więc strzał z wzięciem jej od kawałka Verse był świetny. Kapela była wówczas dla mnie jedną z najważniejszych, do dziś darzę ją wielkim sentymentem. "Hard to breathe" ma świetny tekst i naprawdę czasem wydaje mi się, że powstał po to, by kiedyś HTB mogło wziąć od niego nazwę. W tym "hardcorowym sposobie", jak to ładnie ująłeś, jest metoda. Pewien sygnał, że ludzie, zespół są związani z pewnym środowiskiem, pewną grupą ludzi, przekonań, postaw.

Waszą ulubioną formą wydania są epki. Czy to dlatego, że singiel, to idealna porcja muzyki aby nie zabić odbiorcy? I czy taki fanatyk waszych dźwięków jak ja doczeka się kiedyś dużego albumu żeby się nasycić?
Maciek: To wynika przede wszystkim z naszego trybu pracy i tworzenia nowych kawałków, a to niestety idzie nam zwykle dosyć wolno. Zawsze woleliśmy wydać krótszy, ale skończony materiał i zamknąć jakiś fragment, niż wydłużać proces twórczy. Równo rok temu mieliśmy pierwsze podejście do nagrywania płyty, mieliśmy zrobionych 7 kawałków właśnie z myślą o płycie, ale 4 już po nagraniu zostały zawetowane, a akurat dostaliśmy propozycję splitu z GPP i chwilę potem 7" dla Anteny, więc idealnie udało się wykorzystać te pozostałe trzy kawałki. Powoli zaczynamy robić nowe rzeczy - mamy póki co dwa szkice, ale zanim z tego będzie płyta jeszcze trochę czasu minie.
Tomek: Uwielbiam epki. Nie męczą, nie dłużą się...

Graficzne parafrazy niektórych waszych okładek nawiązujące do płyt Endstand, Bora/Coalition, to tylko taki miły dla oka żart, czy też ukłon w stronę ważnych, inspirujących kapel?
Maciek: To to samo co z nazwą - tworzenie jakiegoś kontekstu dla tego, co robimy. "Never fall into silence" Endstand i oba (albo nawet wszystkie trzy) wydawnictwa Coalition to płyty, które znam na pamięć i którymi po kilkunastu latach dalej się jaram i to są chyba też takie zespoły, którymi jara się każdy z nas.
Tomek: Wszystkie nasze okładki, to autorskie pomysły Maćka. Mamy do niego w tej kwestii pełne zaufanie. Maciek ma taką cechę, że doskonale nas wyczuwa i doskonale rozumie, co do nas pasuje. Tu nie ma przypadku. Endstand, Coalition to dla większości z nas ważne zespoły, których słuchamy do dziś, więc na pewno jest to ukłon i pewne podziękowanie za to, co wcześniej nam dały. Poza tym taka zabawa w dopasowywawnie, modyfikowanie wcześniejszych grafik jest całkiem miła dla oka.

Jakie zespoły was inspirują, w czym innym poza muzyką odnajdujecie motywację do grania?
Maciek: Nie sądzę żeby dało się ustalić inspiracje, które by były wspólne dla nas wszystkich, szczególnie jeśli chodzi o muzykę, bo mam wrażenie, że obecnie każdy z nas słucha czegoś zupełnie innego. Trudno mi też powiedzieć co inspiruje mnie do grania w HTB. Chyba najbardziej to, jak popatrzę na nasz "dorobek", ile nam się udało zrobić i ile super osób poznaliśmy dzięki koncertom i wyjazdom. Życiowo inspirują mnie osoby, które stawiają sobie cele i mają później wytrzymałość i cierpliwość, żeby je realizować. Jak widzę "Wawangardę" Patryka Bugajskiego, figurki Vreckless Vrestlers Łukasza Kowalczuka, zapowiedzi koncertowe The Stubs albo takie wydawnictwa jak B.D.T.A. czy Wounded Knife, to jestem opór zajarany. Mam szczęście, że miałem okazję poznać całkiem dużo zdolnych osób i obserwowanie ich rozwoju jest chyba najbardziej inspirujące.
Tomek: Trudno wymienić nazwy kapel. Nie wiem też czy "inspiracja" to właściwe słowo. Jeśli od kilkunastu lat poruszasz się w pewnym kręgu to na pewno bardziej lub mniej świadomie nasiąkasz tym czego słuchasz czy co czytasz. W punk rocku bardzo podoba mi się zróżnicowanie. Dla osób z zewnątrz wszystko to jeden i ten sam krzyk. Dla kogoś, kto w pełni świadomie podchodzi do tej "sceny" to bardzo rozbudowany i skomplikowany organizm, w którym coś dla siebie może znaleźć właściwie każdy. Mam swoje ulubione teksty, tematykę, dźwięki, ale staram się słuchać bardzo różnych rzeczy. Warstwa liryczna jest dla mnie bardzo ważna, ale wydaje mi się, że czerpię z niej garściami bardziej w życiu codziennym, niż w HTB. Największą inspiracją jest obserwowanie życia codziennego, trawienie go, próba zrozumienia pewnych spraw i akceptacji siebie i otoczenia. Dość często czytam, że kiedyś to kapele śpiewały o czymś konkretnym, a teraz to tylko o "wydumanych problemach osobistych". Że w tekstach brak konkretu, radykalnych haseł. Nie do końca się z tym zgadzam. Nie każdy musi w sposób jednoznaczny i dosłowny wzywać do walki z "babilonem". Oczywiście są zespoły, którym taka dosłowność służy, które świetnie się w niej odnajdują i są w niej szczere. W naszym przypadku piosenki o tym, jak bardzo uciskaną klasą robotniczą jesteśmy, jak bardzo rząd światowy nas kontroluje i jak z nim walczymy byłoby po prostu fałszem, niesmacznym kłamstwem. I nie oznacza to wcale, że takie problemy mamy totalnie w dupie. "Hopeless youth", które powstało kilka lat temu chyba dość dobrze tłumaczy mój/nasz stosunek do tych spraw. Urodziliśmy się w pewnym czasie, wśród pewnej historii i nie wydaje mi się, byśmy mieli wielki wpływ na to, by globalnie coś zmienić. Może kiedyś ktoś kto "przyjdzie po nas" będzie mógł realnie wpłynąć na rozwój świata. Zanim to jednak nastąpi potrzebna jest ewolucja, nie rewolucja. Czuję się totalnie bezradny jako jednostka i chyba właśnie nad tą bezradnością muszę najpierw popracować. Postarać się zrozumieć siebie i wypracować swój stosunek do najbliższego otoczenia, współgrania z nim i współistnienia. Jeśli sam nie potrafię podnieść oczu i odważnie popatrzeć w przyszłość, to dlaczego mam wymagać tego od innych? Realnym, takim "moim, osobistym" problemem są moje relacje z najbliższym otoczeniem, tym czego dotykam na co dzień. Oczywiście mam też przemyślenia natury globalnej, ale czy koniecznie trzeba o nich śpiewać?
Dawniej śpiewaliście po angielsku, a teraz zaczęliście po polsku. Skąd taka drastyczna zmiana?
Maciek: Namawiałem Tomka do pisania po polsku już od dłuższego czasu, bardzo się cieszę, że spróbował. Angielski może czasem jest łatwiejszy do pisania tekstów, ale gdy mówi i myśli się na co dzień po polsku, to polskie teksty zwykle mają więcej treści i emocji.
Tomek: Wydaje mi się, że w języku polskim bardzo łatwo otrzeć się o banał, który zostanie od razu wychwycony przez odbiorcę. Język polski jest piękny, bardzo rozbudowany i moim zdaniem trudny. Bardzo bałem się śpiewania po polsku, że nie dam rady i nie opowiem pewnych historii w sposób, w jakim chciałbym to zrobić. W języku angielskim pewne niedociągnięcia przechodzą gładko, gdy zaczynasz myśleć o przekazaniu czegoś po polsku wiesz, że musisz naprawdę się postarać. Znalezienie odpowiednich słów tak, by nie zgubić pewnej naiwności, a jednocześnie by nie wpędzić się w puste moralizatorstwo albo wydumaną poetykę, to trudne zadanie. Wciąż się tego uczę i nie wiem czy kiedykolwiek będę w pełni zadowolony z tego, co udało mi się napisać. Na pewno było, jest i będzie wielu tekściarzy, którym nigdy nie dorównam.

Wydaliście także kilka numerów okolicznościowego zina HTB. To potrzeba wyrażenia siebie w szerszej formie niż Daje tekst piosenki, kaprys, czy po prostu kochacie ziny?
Maciek: Wszystko po trochu. Tych zinów wyszło już chyba z 6, z różnych okazji. Pierwszy zrobiliśmy na nasz 50 koncert, następne przy okazji tras i dwa wspólne z Death Row i Guantanamo Party Program przy okazji naszych splitów. Ja zawsze lubię jak zespoły mają coś więcej do powiedzenia, a nie zawsze w kawałkach jest miejsce na wszystkie rzeczy, które chodzą nam po głowach.
Tomek: Tak jak Maciek uważam, że ziny to świetny sposób na to, by pokazać coś więcej niż w piosenkach. Nigdy nie narzucamy sobie tematyki (poza zinem wspominkowym z ubiegłorocznej trasy) czy formy tego, co każdy z nas ma umieścić na swojej stronie zina. Panuje pełna dowolność. To okazja, by wypowiedział się każdy z nas w sposób, jaki mu się najbardziej podoba. Poza tym oczywiście kochamy ziny. Nie wyobrażam sobie hc/punka bez zinów. Dodatkową motywacją jest na pewno to, że artysta Maciek zawsze potrafi wszystkie te nasze wypociny zebrać i nadać im zamkniętą formę. Musimy z tego korzystać.

Skoro o słowie pisanym, to muszę wypytać o teksty piosenek. Czujecie się w obowiązku przekazywać coś istotnego w piosenkach, czy równie dobrze może być o piwie do potupania nóżką?
Tomek: Trochę wypowiedziałem się na ten temat w odpowiedzi na jedno z poprzednich pytań. Wszystkie teksty HTB, to próba przekazania moich codziennych doświadczeń. Osoby raczej rozchwianej emocjonalnie i wiecznie pogubionej w swoich przemyśleniach i codziennych krokach. Mam mnóstwo znajomych, wiele osób mówi mi, że odbiera mnie jako osobę towarzyską, a ja bardzo często czuję się po prostu samotny. Od pewnego czasu staram się odnaleźć wewnętrzny spokój, wydaje mi się, że nawet nieźle mi to wychodzi, ale wciąż nie jest tak jak chciałbym by było. Teksty do "Spotkania", "Pożegnania" i "Zimy" powstały w bardzo trudnym dla mnie okresie. Gdy już naprawdę nie radziłem sobie ze sobą i swoją głową. Chwilę przed tym, jak zdecydowałem się poprosić o pomoc kogoś z zewnątrz. W praktyce wyglądało to tak, że pozornie żyłem normalnie, tak jak zawsze: chodziłem do pracy, spotykałem się z ludźmi. A wewnątrz wszystko pękało. I w końcu wybuchło. Na dłuższą metę tak nie da się żyć. Więcej – nie chce się tak żyć, ale po prostu nie ma się siły, by cokolwiek zrobić. Samo zebranie się, zrozumienie, że tu już potrzebna jest jakaś pomoc jest bardzo trudne. A to dopiero pierwszy krok. Potem jeszcze trzeba mieć w sobie tyle samozaparcia i odwagi, by nie zniechęcać się przy każdym niepowodzeniu. Jak powiedziała mi to pewna mądra osoba: "Ma pan do przebiegnięcia maraton, chce pan dotrzeć do mety. Nie może pan więc przy każdym potknięciu załamywać się i mówić, że to już koniec”.

Zapytam o ostatnie piosenki. "Spotkanie" to dla mnie kawałek pokazujący troszkę ludzkich ułomności, wpisane w życie troski i marzenia, ale mówi też o pewnym porozumieniu dusz. Kto spotyka się w tej piosence?
Tomek: Do tego spotkania jeszcze nie dochodzi. Jest ono pewnym życzeniem, marzeniem. Totalnie naiwną wiarą w to, że w końcu do niego dojdzie, że być może nastąpi ono już za moment. Nawiązanie bliskiej relacji z drugą osobą jest dla mnie everestem umiejętności. I największym marzeniem. Współcześnie można kupić lub dostać właściwie wszystko. Wystarczy się rozejrzeć i po to sięgnąć. Zbliżenia emocjonalnego kupić się nie da. Nie da się też tak po prostu go przyjąć. To bardzo złożony i trudny proces, którego finał zachodzi w nas samych i nikt inny nie ma na niego wpływu. To jest ułomność. I to wielka. A do tego trzeba z nią poradzić sobie zupełnie samemu. Jednocześnie naprawdę wierzę w to, że "porozumienie dusz" jest możliwe, że coś takiego istnieje. Nie mam natomiast pojęcia w jaki sposób je odkryć, jak pielęgnować i go nie niszczyć.
Po spotkaniu następuje zazwyczaj "Pożegnanie". To jest kawałek o tym, że z czasem się zmieniamy i nasze drogi się rozchodzą, czy o wypaleniu się? Kim jest osoba idąca w korowodzie martwych za życia?
Tomek: Jesteś naprawdę dobrym słuchaczem. Do "Pożegnania" pasują oba scenariusze. Wydaje mi się, że zmiany w nas i wypalanie się, to tak naprawdę to samo. Zmieniamy się sami, zmienia się ta druga osoba i "wypalamy się" my jako całość złożona z dwóch lub więcej jednostek. Sytuacje, w których ktoś do niedawna bliski nagle staje się kimś zupełnie obcym wpisane są w nasze życie. Spróbuj przypomnieć sobie wszystkich znajomych, których byłeś w stanie określić mianem przyjaciół, a których przy tobie już nie ma. Na pewno jest przynajmniej kilka takich osób. Zrób rachunek sumienia i przyznaj, dla ilu osób ty nagle stałeś się obcy, bo de facto podjąłeś decyzję, by się odsunąć, by znajomość zakończyć albo od niej uciec. To zupełnie normalne i trzeba to zaakceptować. Jednocześnie boję się – szczególnie ze swoim charakterem – że finalnie nikogo wokół już nie będzie. Że sytuacji, w których odsuwam się ja lub odsuwasz się ty będzie tak wiele, że po prostu zostanę sam. Raz w życiu udało mi się nawiązać taką relację, że ta druga osoba była zawsze obok, zawsze przy mnie. I ja wiedziałem, że chcę być dla niej. Myślałem, że taki stan utrzyma się już wiecznie. Gdy nastąpił koniec po prostu nie wiedziałem, jak teraz żyć, jak ułożyć wszystko od nowa. I przez lata – choć stopniowo coraz rzadziej – zastanawiałem się, dlaczego tak się stało. Wiele wody musiało upłynąć, bym zaczął uświadamiać sobie pewne sprawy, przypominać pewne sytuacje i sygnały, których wówczas nie widziałem. I chyba tak naprawdę o tym jest "Pożegnanie". O akceptacji końca pewnej historii.

W chwili gdy robimy ten wywiad akurat wiosna budzi się do życia. Ale wałkując wasz ostatni nośnik z kawałkiem "Zima", tak się zastanawiam skąd bierze się wirus zimy skuwający serca lodem. I co może być wiosennym słońcem, w którym lód zginie.
Tomek: Oj, "Zima" to najważniejszy i najbardziej osobisty tekst. Dotyczy mojej relacji z konkretną osobą i emocji, które jej towarzyszyły... Skąd się ten wirus bierze? Oczywiście z naszych wewnętrznych ułomności, strachu i nieumiejętności zauważenia pewnych rzeczy. A potem zwykle jest już za późno, by móc cokolwiek naprawić. Dziwne napięcie między dwiema osobami może trwać i trwać, ale z czasem coraz bardziej uwiera i choć nie chcesz, powoli uświadamiasz sobie, że ten wirus atakuje kolejne komórki. Że lekarstwa już nie ma, temperatura spada, a wszelkie próby walki z nim to próba przebicia jakiegoś totalnie grubego i wysokiego muru, którego pokonać się po prostu nie da. Najdziwniejsze jest to, że osoba, której "dedykowany" jest ten tekst doskonale o tym wie i ten tekst "lubi". Wydaje mi się, że istnieje taki lód, którego nie roztopi nawet globalne Ocieplenie. Więc wiosna w starciu z nim już totalnie nie ma żadnych szans.

Słyniecie z dość oryginalnej formy swoich wydawnictw. Epka "Spotkanie" wydana ładnie i z rozmachem przez Antenę Krzyku robi duże wrażenie. Powiedzcie kilka słów jak doszło do współpracy z tym legendarnym wydawnictwem i jak oceniacie efekty tej współpracy.
Maciek:  Bardzo mi miło słyszeć taką opinię co do formy wydawnictw. Ja osobiście bardzo lubię i doceniam, jak zespół stara się rozbudować swój przekaz czy wizję, wykorzystuje okładkę do rozwinięcia i uzupełnienia samej muzyki. Im więcej treści i sztuki, tym lepiej. Z Arkiem z Anteny poznałem sie przy okazji wydawania winylowej reedycji płyty [peru], do której robiłem okładkę (jaka to jest super płyta i super zespół!), zapytał o HTB i akurat trafił na moment, w którym dostaliśmy miksy "Spotkania" i "Pożegnania", chyba mu się spodobały, bo od razu zaproponował wydanie 7", a półtora miesiąca później płyta była już wydana. To było niesamowite, jak on wszystko szybko załatwił. Jestem bardzo szczęśliwy, że Antena znowu ruszyła i mam nadzieję, że wszystkie płyty będą im super schodzić i nie odechce im się tego wariactwa.
Tomek: Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że Antena Krzyku wyda HTB, to puknąłbym się w głowę albo drwiąco zaśmiał. A jednak. Życie potrafi też całkiem przyjemnie zaskakiwać. A do tego Arek to bardzo sympatyczny gość.

Lubicie też splity. Ostatnia epkę wypuściliście z równie lubującym się w splitach, zacnym Guantanamo Party Program. Czym kierujecie się w doborze towarzystwa na wspólny nośnik?
Maciek: Kierujemy się względami towarzyskimi. Na koniec 2015 zaplanowany jest długo przekładany split z Marksman (jacy to są kochani ludzie, uwielbiam ich).
Tomek: Oczywiście, że towarzyskimi! Poza tym bardzo cieszy mnie fakt, że split z GPP wydany został przez takie, a nie inne wydawnictwa (Hasiok/Black Wednesday/DIY Koło), bo dzięki temu jest on bardzo spójny jako całość (zarówno w warstwie muzycznej, jak i poza nią).

Co dalej w planach, czym zamierzacie zaskoczyć?
Maciek: Jest duża szansa, że przed latem ukaże się wydanie zebrane wszystkich naszych kawałków z epek, splitów i składanek na cd, na koniec roku wspomniany split z Marksmanem, no i ja bym chętnie wydał kiedyś taką normalną 30-40 minutową płytę, ale wygląda na to, że ziści się przepowiednia "pierwsza płyta na dziesięciolecie", czyli jesień 2016. Chciałbym, żebyśmy pograli trochę koncertów i znów pojechali na trasę dłuższą niż trzy dni, ale przy naszym bardzo zróżnicowanym trybie życia jest to raczej wątpliwe.

Zbliżamy się do końca, a jako, że jest to zine w duchu straight edge, to tradycyjnie musicie mi powiedzieć o waszym stosunku do sxe.
Maciek: Niestety trafiłeś na moment, kiedy nasz jedyny strejtedżowiec jest na dalekim wyjeździe i nie da rady odpowiedzieć.  Ja nigdy nie byłem sxe i raczej nie planuję być. Uważam, że wszystko jest dla ludzi, ale trzeba znać swoje granice. Pierwsze koncerty hardcorowe, na które chodziłem, to małe koncerty robione przez Roberta Refuse w większości z sxe zespołami. Totalnie różniły się od koncertów, na które chodziłem wcześniej, nikt nie leżał najebany w kiblu, nikt nie bełtał pod klubem, nikt się nie bił pod sceną. Bardzo mi się podobało, że wszyscy naprawdę słuchają muzyki i tego co mówią zespoły. Bardzo mi się to podobało. Niestety zauważam jak bardzo duży, negatywny wpływ na moich przyjaciół ma alkohol, a pójście na koncert często jest tylko kolejnym pretekstem do najebki. Najlepszą straightedgową piosenką jest "My true love" The Promise.
Tomek: Morning Again jest najlepszym zespołem w historii! SxE ze mnie żaden, za to uwielbiam słuchać sxe zespołów. Generalnie uważam to za fajną alternatywę dla durnoty tego świata, natomiast sam jestem na takie rozwiązanie za słaby.

Kilka słów na koniec, dajcie sobie upust i wyżyjcie się!
Maciek: Jestem w szoku ile rzeczy dzieje się w muzyce na świecie i u nas. Pewnie jest to też zasługa rozwoju kanałów informacyjnych, że teraz o wszystkim dużo szybciej się dowiadujemy, ale mam wrażenie, że nigdy w historii nie działo się tyle zajebistych, kreatywnych rzeczy co teraz. W ciągu ostatnich miesięcy odkryłem gigantyczną polską scenę muzyki eksperymentalnej i to jest totalnie niesamowite. Polska scena hiphopowa trochę mnie ostatnio zawodzi, na szczęście Wini wydał nową płytę i na szczęście jakiś czas temu odkryłem masę niemieckich raperów i to co tam się dzieje jest totalną już zajebistością, płyta "Rusisch rulette" Haftbefehla z końcówki 2014 jest jedną z najlepszych rzeczy jakie słyszałem w życiu. Żałuję, że nie znam francuskiego i nie rozumiem o czym rapują Rim'k i Kaaris. Dzięki mojej dziewczynie poznałem dużo około elektronicznej muzyki z Islandii na czele z Vök. Żałuję, że nie znam większej ilości języków i nie mogę słuchać ze zrozumieniem muzyki z całego świata. Nowe zespoły z Warszawy do sprawdzenia: We Watch Clouds, Złota Jesień, Foma, Heartbleed. Wielkie dzięki za wywiad!

(#1, wiosna /lato 2015)
Obsługiwane przez usługę Blogger .