Straight Edge Personal Stories #3 - Paweł, Regres
Kilka metrów od mojej szkoły średniej była taka knajpa „Rzym”. Koledzy z mojej klasy uwielbiali się tam wymykać. Głównym tematem rozmów wtedy było kto i ile wypił i jak mocno się wstawił. Straszna nuda. Prócz tego, że chłopaki po wyjściu z „Rzymu” wracali do szkoły w różnym stanie, to śmierdzieli fajkami tak, że ciężko było wysiedzieć z nimi w ławce. Jakoś mi to nie imponowało. Ja wolałem, w tym czasie przerwy spędzać z chłopakami z innych klas i wymieniać się kasetami. Zresztą moja jedyna wizyta w tej knajpie skończyła się przypadkowym rozwaleniem kufla i wylaniem koledze piwa na spodnie, więc omijałem to miejsce potem z daleka. Próbowałem być radykalny.
Piątki w tamtym czasie spędzało się między akademikami. Od młodocianych punków jakim się wtedy było – było po prostu czarno. Wszystko było spoko do pewnej godziny, w której alkohol na co poniektórych zaczynał działać. Niestety w negatywny sposób. Ja już wtedy byłem straight edge i te końcówki spotkań piątkowych utwierdzały mnie w mojej drodze. Z tych kolegów z klasy wyrosły stare chłopy z wielkimi brzuchami, a robiąc teraz koncerty nie widzę nikogo z tamtej piątkowej ekipy. Oczywiście zawsze ten straight edge traktowałem i traktuję jako coś osobistego. Niekoniecznie dla każdego jest to coś ok. Mam na przykład kolegę, który dopóki był straight edge, to nie do końca wiedziałem jaki ma głos, a znam kilku którzy są bardzo spięci. Moi znajomi z mojego miasta to w większości osoby pijące i nie ma żadnego problemu w tym dla nas. Zresztą pod koniec imprez zazwyczaj wszyscy twierdzą, że to ja jestem ten najbardziej pijany. Więc czy ktoś jest czy nie jest straight edge - mnie to jebie. Niestety w mojej rodzinie widzę osoby, które mają z tym alkoholem problem. Nie potrafią bez niego funkcjonować i „może to wina naszej zatrutej krwi”, więc wolę w to nie wchodzić. Zresztą znam siebie i wiem, że jestem osobą łatwo uzależniającą się. A nie chcę żeby mój pokój wyglądał i śmierdział jak to jest w pokoju mojego wujka, a ławki na których sypiają najebane typy, których mijam w drodze z pracy, wydają mi się kurewsko niewygodne.
Co mam napisać? Że Cymeon X, że Youth Of Today? Kurwa no chyba to jest jasne i oczywiste! Jak usłyszałem płytę Cymeona X to oszalałem z radości, a YOT to dla mnie kult! Była jeszcze na początku Ahimsa, która kiedyś też wiele dla mnie znaczyła. Typy z zupełnie innych miejsc na ziemi niż ja, z innych miast, a jak usłyszałem teksty, przeczytałem wywiady, to czułem się tak jakbym mieszkał z nimi na tym samym osiedlu. Totalna mentalna inspiracja i podpora. Myślę też, że straight edge kapele mają bardzo spoko wzory na koszulkach i bluzach. A że pracuję w budżetówce to nie stać mnie jednocześnie na alkohol, płyty i książki. Wybieram więc płyty i książki, przynajmniej jest co trzymać na półkach. Jedzenia w tym spisie nie zawarłem, bo jakoś mnie najmniej interesuje – co wiedzą Ci którzy mnie znają i widzieli moją lodówkę. Ale jedno jest oczywiście pewne, jak już coś w niej znajdziesz, to na pewno nie będzie to mięso. Mięso to zło, gorsze od wódki.
Paweł, Regres.
(#1, wiosna /lato 2015)